Quidam (XXII): Wywiad z Maciejem Mellerem - część 11

Marcin Gajewski

ImageMACIEJ MELLER - WYWIAD XI

Wielokrotnie wspominasz o swojej fascynacji i inspiracji Dżemem. Kiedy ukazała się płyta „surREvival”, można było zaobserwować pewną analogię poczynań Quidam i Dżemu. I oni i wy po zmianie wokalisty nagraliście płytę ostrzej i ciężej brzmiącą niż dotychczasowe (oni „Kilka zdartych płyt”). Nigdy wcześniej nie grałeś takich riffów jak choćby ten w „Hands Off”. Jeśli jestem przy porównaniach, to muszę przypomnieć, że Porcupine Tree też wtedy zaczęli tak grać („Shallow”). Czym to było u Was podyktowane?

- Wydaje mi się, że tym samym co zwykle - chęcią spróbowania czegoś nowego, zagrania i zabrzmienia w inny sposób, "zbadania" innych obszarów muzycznych. Ale z perspektywy czasu wydaje mi się też, że jednak dużym obciążeniem była dla nas zmiana składu. Bardzo chcieliśmy zabrzmieć inaczej i podświadomie uważaliśmy, że jest to jeden z niezbędnych warunków, żeby to uzyskać. Chęć poflirtowania z prog-metalem dopełniła obraz. Dziś jednak nie sądzę, żeby wtedy udało się nam zrobić jakąś drastyczną voltę stylistyczną :-). W dodatku tak naprawdę cięższe brzmienia przytrafiały nam się wcześniej (choćby "Pod powieką" czy "List z pustyni I"), ale dopiero na „surREvival” udało się uzyskać bardziej satysfakcjonujący miks, czy po prostu lepiej to nagrać. Wciąż się uczyliśmy - ja "wykręcać" takie brzmienia, a Zbyszek jak odpowiednio je nagrywać i miksować.

Inną istotną zmianą w obliczu Quidam był język tekstów – Bartek wszystkie utwory zaśpiewał po angielsku. Czy było to podyktowane rynkiem zachodnim, który zawsze był dla was ważny?

- Na płycie rzeczywiście tak. Jednak pierwszą rzeczą, którą nagraliśmy była piosenka "Zimowe atelier" z polskim tekstem o tematyce świątecznej - zresztą bardzo udanym moim zdaniem (jak i cała piosenka). W "Trójce" i innych rozgłośniach puszczali to pod szyldem Q-band, ponieważ nie chcieliśmy, aby pierwszym utworem firmującym nowy skład był utwór świąteczny. Ale to była pierwsza rzecz, którą wspólnie zrobiliśmy i nagraliśmy. Tak naprawdę Emila nie najlepiej czuła się w angielskim, więc nie było za bardzo wyboru. Bartek wprost przeciwnie - radził sobie z tym zupełnie nieźle! A skoro wszystko zaczynaliśmy „od nowa", to i tego trzeba było spróbować. Poza tym, tak jak wspomniałeś, rynek zagraniczny był dla nas bardzo ważny i tam zawsze sprzedawaliśmy wiele płyt. Równocześnie często zwracano nam uwagę na fakt, że ta sprzedaż wyglądałaby dużo lepiej, gdyby teksty śpiewane były w języku angielskim. Teraz to jednak standard i podstawowy warunek zaistnienia na tamtejszym rynku. Tak naprawdę jednak wyszło to u nas jakby naturalnie, bez ciśnienia.

Tyle o zmianach. Natomiast elementem, który moim zdaniem najbardziej przypomina o dawnym Quidam, są partie fletu Jacka Zasady. Wydało mi się nawet, że świadomie pozostawiliście taki pomost pomiędzy przeszłością i (ówczesną) teraźniejszością...

- Nie do końca się zgodzę. Oczywiście nie zrezygnowaliśmy z partii fletu, ale tym razem w wielu miejscach brzmienie jest zniekształcone, dopasowane do charakteru poszczególnych utworów. Na poprzednich płytach nie było takich eksperymentów. Trudno też mówić o pomostach, gdy zespół prawie się rozsypał. Właśnie – prawie... Na pewno jest w tych nagraniach quidamowy duch, miedzy innymi za sprawą Zbyszka, Jacka i moją. To może być jeden z tych pomostów. W niektórych kompozycjach pozostał pewien specyficzny klimat (pierwsze części "The fifth season" czy "Queen of Moulin Rouge"). Nadal też dominującą rolę odgrywały klawisze. Innym na pewno była nazwa. Świadomie przy niej pozostaliśmy, nie widząc absolutnie powodów, dla których mielibyśmy ją zmieniać. Przetrwaliśmy (survival), odrodziliśmy się (revival), choć wydawało się to nierealne (surreal)... Te wszystkie słowa zawierają się w tytule płyty „surREvival”, bardzo symbolicznym dla nas wtedy...

Tradycji też stało się zadość, kiedy wystąpiliście w trójkowym studiu im. Agnieszki Osieckiej, co odbyło się 12 czerwca 2005 roku. Rozumiem, że był to dla Was koncert okupiony wielkim stresem i napięciem – nie dość, że nowy skład, nowy materiał, szczególne miejsce, to jeszcze transmisja na cały kraj. Chociaż pod koniec koncertu zapanowało już rozluźnienie, kiedy Bartek zaczął częstować publiczność truskawkami…

- Stres musiał być, choć prawdę mówiąc chyba nie zdawałem sobie z niego sprawy :-). Bartek miał na pewno przechlapane - okoliczności, o których wspomniałeś nie pozwoliły na jakieś "rozgrzewki" czy "przetarcia" - od razu skok na głęboką wodę! Nie mam pojęcia, jak zagraliśmy, chyba było nieźle jak na pierwszy raz, bo publiczność przyjęła nas bardzo sympatycznie. Szkoda, że to był nasz "ostatni raz" w "Trójce" na żywo, bo dopiero po "Alone Together" mogliśmy zaprezentować pełnię możliwości tego składu, ale nie mieliśmy już tam takich "chodów" jak dawniej :-).

Czy był to Wasz pierwszy koncert z Bartkiem?

- Tak właśnie było. Zupełny przypadek, ale nie chcieliśmy rezygnować z możliwości zaprezentowania się w „Trójce”.

Kto wpadł na pomysł, aby w „Not So Close” wpleść cytat z „Hush”? Zresztą wyraźnie lubicie cytować klasykę rocka, co łatwo zaobserwować w całej waszej karierze. Czy to jest wyraz hołdu?

- Hołd pewnie też, choć to nigdy nie był jakiś mój nr 1 jeśli chodzi o Purpli (bo to ich wersja była nam znana). Jak zwykle Kosiak namieszał nam w głowach, ale na szczęście pozytywnie :-). Chodziło bardziej o jakieś puszczenie "oka", element zabawowy, to całe "nananana" świetnie się do tego nadawało. Pośpiewaliśmy sobie my (co nie zdarza się często) i publiczność.

Na tym koncercie była też Emila z mężem. Po koncercie do Was podeszła. Pamiętasz atmosferę tego spotkania? O czym rozmawialiście?

- Nie pamiętam, ale pewnie gratulowali nam fajnego występu :-). Pamiętam, że poznała się z Bartkiem i chyba jemu powiedziała coś miłego, może on lepiej to pamięta?

Czy były jakieś inne koncerty promujące „surREvival”? Jak przyjmowano nowych muzyków? Pamiętasz jakieś szczególne przypadki reakcji publiczności na obecność Bartka?

- Zagraliśmy całkiem sporo - jak na nas - koncertów, właściwie chyba po raz pierwszy w historii regularną trasę po klubach. Bodajże czwarty koncert tego składu został sfilmowany na potrzeby pierwszego DVD, w Teatrze Wyspiańskiego w Katowicach. Bartek naprawdę nie miał łatwo :-). Wydaje mi się, że wszyscy (w tym nowi muzycy) byliśmy świetnie przyjmowani, a najwięcej kontrowersji - jeśli już - wzbudzała postać i samo śpiewanie Bartka, co w tamtej sytuacji było dość oczywiste. O ile nie objawiało się to jakoś szczególnie na samych koncertach, to już fora internetowe bywały schronem dla różnej maści anonimowych cymbałów, prześcigających się, kto w bardziej wyszukany sposób mu dokopie czy go poniży. Nigdy wcześniej (ani później) nie spotkałem się z takim chamstwem. Potraktowałem to jako czas "kwarantanny", podczas którego kibice się podzielą - rozczarowani pójdą sobie w swoją stronę, a zainteresowani naszą nową twórczością zostaną i będą nam towarzyszyć w dalszych poszukiwaniach muzycznych.

Czy trudno Wam było wtedy podjąć decyzję o tym, jakie utwory będziecie grać na koncertach? Czy były jakieś wątpliwości, tarcia związane z decyzją, czy grać stare numery… Wtedy w Trójce wykonaliście tylko „Sanktuarium” z okresu Emilowego.  A na kolejnych koncertach po wykonaniu nowych rzeczy Bartek schodził ze sceny, a Wy graliście wiązankę starych utworów…

- Oczywiście było bardzo trudno, chyba szczególnie dla Bartka…Choćby ze względu na teksty, większość rzeczy pisała kobieta, więc dodatkowo utrudniało to wczucie się. Ale po roku przerwy w graniu, istnieniu zespołu chyba wszyscy chcieliśmy jakoś „odczarować” tamto brzmienie Quidam i nieświadomie dążyliśmy do sytuacji, w której utworów tamtego składu będzie w setliście jak najmniej. Mnie osobiście też to pasowało, a dodatkowo rozumiałem sytuację Bartka, Ziółka i Wróblika – to nie było do końca ich granie, ich myślenie. Dlatego zupełnie nie napieraliśmy na stare rzeczy, to sytuacja wymusiła sięgnięcie po nie, nowymi utworami nie byliśmy w stanie zapełnić programu całego koncertu. Chociaż pamiętam, że „Kozolec” czy „Credo” zabrzmiały w tym składzie znakomicie, tylko teksty nie chciały „skleić się” z Bartkiem.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok