MACIEJ MELLER - WYWIAD XIV
Opowiedz o koncertach promujących „Alone Together”?
- Nie zagraliśmy w "Trójce" od wspomnianego pierwszego koncertu z Bartkiem, ale za to nigdy wcześniej żadna nasza płyta nie była tak intensywnie i długo promowana koncertowo jak ta. Zwieńczeniem oczywiście był koncert w Koninie 18 kwietnia 2009, rejestrowany z myślą o drugim DVD - wydanym zresztą w marcu 2010. Ta płyta chyba dodała nam skrzydeł, koncerty były bardzo dobre, pojawiły się nowe cytaty, sporo fragmentów rozwinęliśmy, dobrze się bawiliśmy - wydaje mi się, że publiczność też :-).
Skoro zwieńczeniem trasy był koncert w Koninie, wychodzi na to, że trasa trwała bardzo długo jak na Was… Ile zagraliście koncertów w tym czasie? Przypomnij te najważniejsze, szczególne…
- Nie jestem w stanie policzyć, ale na pewno była to największa liczba koncertów, jakie kiedykolwiek zagraliśmy promując jedną płytę. Nie chciałbym specjalnie wyróżniać jakiegoś koncertu, tym bardziej, że po prostu grało nam się dobrze ten materiał i miejsce miało charakter raczej drugorzędny - bez urazy :-). Z oczywistych względów najwięcej szczegółów zapamiętałem z koncertu konińskiego i z tych samych względów mam do niego szczególny sentyment.
Czy były w tym czasie (2007-2009) jakieś inne ważne wydarzenia oprócz koncertów?
- Muszę zerknąć do biografii :-) ale oprócz narodzin mojej pierwszej córki chyba nie :-).
Koniński koncert został wydany na DVD – „Strong Together”. Przy pracy nad poprzednim DVD („The Fifth Season”) piętrzyły się problemy. Czy tym razem przygotowanie i realizacja przebiegły bezproblemowo?
- Oj, nie! Ale przynajmniej na wiele rzeczy mieliśmy wpływ. Sami wszystko finansowaliśmy, dlatego mogliśmy wymagać więcej od osób, które z nami współpracowały, ale i od samych siebie. Zdecydowanie chcieliśmy podnieść sobie poprzeczkę i wypuścić wydawnictwo warte tych paru złotych. Partnerów do realizacji tej ambitnej misji znalazłem na "koncertówce" TGD podarowanej mi przez Emilę i Piotrka Nazaruków. Oglądając to DVD zauważyłem, że choć obrazek jest zrealizowany w prosty i oszczędny sposób, to jednak ktoś bardzo ładnie i ze smakiem to poskładał. Tym "ktosiem" był Rafał "Rufio" Wieczorek, do którego natychmiast zadzwoniłem. Wysłałem mu materiały o nas, ustaliliśmy budżet, a on zaczął swoje przygotowania. Zorganizował wypożyczenie sprzętu HD i zaprosił swoich znajomych, w większości z łódzkiej "filmówki", co okazało się mieć kolosalny wpływ na efekt finalny. Już "z ręki" ujęcia były genialne... Innym "przełomem" było powierzenie miksów osobie "z zewnątrz", po raz pierwszy od "Baja Prog"! Po zarejestrowaniu koncertów zaproponowałem to chłopakom. Udało mi się ich przekonać i rozpoczęliśmy poszukiwania. Pierwszą osobą, do której się zwróciliśmy był....Krzysiek Palczewski :-).
Do ponownej współpracy po latach jednak nie doszło…
- Niestety, zaproponowany przez niego miks jednego utworu nie przypadł nam do gustu i zrezygnowaliśmy z tego pomysłu. No i znów przypomniał mi się koncert TGD z pięknym "oddychającym" dźwiękiem. Zaproponowałem Roberta Szydło, który zgodził się wykonać "próbnie" miks tego samego utworu co Krzysiek. Zrobił to super! Cała współpraca z nim była jedną wielką przyjemnością i kolejnym doświadczeniem artystycznym. Czas pokazał, że na tym wydawnictwie się nie skończyło :-). Generalnie największym problemem było to, że Rufio bardzo długo nie mógł się "wstrzelić" z robotą, miał jakiś opór, nie wiedział jak to ugryźć. Namówiłem go do zmontowania "na próbę" jednego numeru (tego samego zresztą co "dźwiękowcy" - "One day we find", Kiedy odwiedziłem go w Gliwicach w jego pracowni i zobaczyłem efekt, przestałem się bać. Szczerze podzieliłem się z nim swoim zachwytem, co pewnie było jakąś zachętą do dalszej pracy w tym kierunku. I ruszyło :-),
Na tym koncercie pojawiły się nowe cytaty z klasyki rocka. Dlaczego akurat te? Kto je zaproponował?
- Pomysły pojawiają się zawsze tak samo - szukamy w głowach, co gdzie może fajnie pasować i próbujemy. Akurat "Riders On The Storm", SBB, czy "Red" to chyba były moje pomysły.
To wydawnictwo miało ukazać się też w formie blue-ray. Dlaczego do tego nie doszło?
- Kiedy Kosiak zobaczył pierwsze próbki, strasznie się podpalił, że wydamy pierwszego polskiego blue-raya. I kiedy tak o tym dyskutowaliśmy i liczyliśmy koszty, ukazał się trailer Comy. Pomyśleliśmy "na chłodno" i odpuściliśmy. Myślę, że dobrze. Chociaż nieskromnie powiem, że uważam to nasze DVD za jedno z najlepiej zrealizowanych wydawnictw polskiego wykonawcy. Ba! Niewiele widziałem zachodnich koncertów tak smakowicie zmontowanych - nie licząc oczywiście wysokobudżetowych produkcji typu Pink Floyd, U2 czy Metallica :-).
Mamy to wciąż w HD i kiedy ostatnio sobie obejrzałem blue-raya z tym naszym koncertem, to odpadłem. Aż żal, że więcej osób nie może tego oglądać. Pewnie będziemy o tym intensywnie myśleć, kiedy pojawią się bardziej sprzyjające okoliczności ekonomiczne.
Wspomniałeś o narodzinach córki. Czy miało to wpływ na Ciebie jako muzyka i na funkcjonowanie zespołu?
- Jako na muzyka chyba raczej nie, chociaż kto wie? :-), Na funkcjonowanie zespołu też chyba niespecjalnie. Miałem to szczęście, że Oliwia urodziła się tuż przed zaplanowaną (i organizowaną m.in. przeze mnie) pierwszą trasą po wydaniu "Alone Together" (płyta ukazała się w listopadzie, a trasa miała ruszyć w lutym). Szczęście polegało w moim przekonaniu na tym, że organizowanie i przygotowanie się do trasy nie wymaga aż takiej kreatywności jak choćby tworzenie nowych utworów, czy praca w studio. Wiedząc o porodzie większość rzeczy przygotowałem sobie wcześniej, przed terminem. Po porodzie miesiąc przerwy i ruszyliśmy. Bywałem na próbach niewyspany i "nieobecny"- zresztą lojalnie uprzedziłem o tym kolegów, ale tak jak mówiłem - materiał koncertowy był już gotowy, ogrywany, więc moim zdaniem ta chwilowa "życiowa niedyspozycja" nie miała wpływu na funkcjonowanie zespołu. Już wtedy miałem na głowie zdecydowanie najwięcej obowiązków z całej ekipy, ale mimo to uważam, że ze wszystkiego wywiązywałem się raczej wzorowo :-).