Alchemy by Clive Nolan

Artur Chachlowski

ImageMyślę, że Clive Nolan nie ucieknie od porównań swego najnowszego dzieła „Alchemy” z wystawionym po raz pierwszy w 2007 roku musicalem „She”. Ci, którzy nie znają tamtego spektaklu będą teraz po prostu oszołomieni i zachwyceni. Ci, którzy pamiętają „She” będą… zaskoczeni. Czym? Jeszcze większą różnorodnością, jeszcze większym rozmachem, jeszcze większym nasyceniem dramatycznych wątków i jeszcze większą liczbą wielobarwnych postaci. Zresztą trudno porównywać ze sobą oba te musicale, choć „She” zawsze stanowić będzie pewien punkt odniesienia w dorobku Clive’a Nolana. Przecież to jego pierwsze nie-rockowe dzieło. Jednakowoż „Alchemy” to rzecz jakby trochę inna.

Przede wszystkim inny jest autor tej historii. Jest nim sam Clive Nolan, który nie posiłkuje się tym razem żadnym literackim dziełem, a jedynie inspiruje się tradycją angielskiej powieści wiktoriańskiej. To on wymyślił pełną przygód historię, ubrał ją w wiktoriański schemat (dwa akty podzielone na kilka scen), w której jest miejsce na romantyczną przygodę, na sensację, na miłość, na czarny charakter, na szlachetnych bohaterów, na prawdziwą tajemnicę i nawet na siły nadprzyrodzone, które w finale wymierzając sprawiedliwość zapobiegają kataklizmowi, który groziłby ludzkości w przypadku zwycięstwa zła nad dobrem. Więcej jest też głównych bohaterów, a ich cechy są głębsze i z literackiego punktu widzenia bardziej wyraziste. Samego Clive’a, który odtwarza, było nie było, centralną postać musicalu - Profesora Kinga, jest w tej historii proporcjonalnie mniej niż granego przez niego w „She” Leo. A to dlatego, że w „Alchemy” mamy wielu innych, bardzo wyrazistych bohaterów: Amelię Darvas (Agnieszka Świta), Williama Gardelle (David Clifford), Evę Bonaduce (Victoria Bolley), Lorda Jagmana (Andy Sears), Bena Greavesa (Paul Menel), wskrzeszonego z zaświatów alchemika Thomasa Anzeraya (Chris Lewis) oraz całą plejadę postaci epizodycznych których role odtwarzają takie gwiazdy, jak Paul Manzi (Arena), Damian Wilson (Threshold), Tracy Hitchings (Landmarq) czy Noel Calcaterra (Otra Vida). Dodajmy do tego liczne grono znanych i cenionych muzyków (instrumentalny trzon zespołu tworzą: Scott Higham, Claudio Momberg, Mark Westwood, Kylan Amos i oczywiście sam Clive Nolan), a będziemy mieli pojęcie o skali tego przedsięwzięcia.

A jest ona przeogromna. „Alchemy” zadziwia przede wszystkim swoją różnorodnością, tempem, a także precyzją misternie konstruowanej intrygi oraz jej niezwykłą dramaturgią. Jak zwykle u Nolana, mamy tu niezliczoną ilość pięknych melodii, wspaniałych partii instrumentalnych, a także genialnie zinterpretowanych, śpiewanych w duetach, tercetach i kwartetach, partii wokalnych. Są tu też chóry, orkiestracje, a także liczne powracające tematy (np. „Ambush” – „Jagman Arrives”, „Waiting For News” – „The Labyrinth”). Często stosowanym przez autora zabiegiem są partie mówione i dialogi, które aczkolwiek w zdecydowanej mniejszości do partii śpiewanych, to skutecznie podkręcają tempo całej opowieści i pogłębiają jej sferę dramaturgiczną.

Ścieżki dźwiękowej tego trwającego dwie godziny musicalu słucha się z zapartym tchem. Najlepiej przyswaja się ją, gdy w sposób świadomy śledzi się pełną zwrotów i napięcia akcję, gdy rozumie się co się w danej chwili dzieje. Dlatego polecam zapoznanie się ze streszczeniem całej historii (także w języku polskim), które można znaleźć na stronie musicalu www.alchemythemusical.com. Zapewne jeszcze lepiej całość wypadnie, gdy wykonywanej na żywo muzyki wysłucha się oglądając sceniczne przedstawienie „Alchemy” w Teatrze Śląskim w Katowicach (którego premiera odbędzie się 22 lutego), albo pół roku później w angielskim Cheltenham (5-7 września), gdzie będzie miało miejsce pełne teatralne (z kostiumami, z tańcami, z wieloosobowym chórem oraz z bogatymi efektami specjalnymi) wystawienie tego dzieła życia Clive’a Nolana. Dobra wiadomość jest taka, że ostatnią scenę „Alchemy” skonstruował on w ten sposób, że aż prosi się o sequel. Wierzę, że za kilka lat będziemy świadkami kontynuacji tej opowieści. Czego sobie i wszystkim, tak jak ja, zauroczonym najnowszym muzycznym dziełem Nolana, z całego serca życzę. 

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok