Archangelica - Like A Drug

Robert "Morfina" Wegrzyn

ImageArchangelica, nowy polski zespół i ich debiutancki krążek zatytułowany „Like A Drug”, chociaż od niedawna obecny na rynku, to już zbiera bardzo pochlebne recenzje. Pierwszy numer, „Into Unknown”, jak to zwykle i często jest,  wprowadza w nastrój zawartości płyty. Nie inaczej jest i tym razem – wielka przestrzeń i fajne żeńskie wokalizy tworzą bardzo przyjemne harmonie i interesujący obraz. Jak się okazuje, numer wprowadzający nie pokazuje i nie prześwietla wnętrza, a tylko lekko wprowadza w temat, bo w rzeczywistości album rozpoczyna tytułowy numer oznaczony indeksem 2, z głównym męskim wokalem. Bardzo wielkie uznanie należy się producentowi tego krążka. Wszystko jest tu bowiem na swoim miejscu, w odpowiednich harmoniach i dzięki temu materiał na nim zamieszczony brzmi bardzo dobrze. Na sporą pochwałę zasługuje wokalista Krzysztof Sałapa, który może nie jest mistrzem świata, ale ma spore możliwości i z pewnością jeszcze niejedno dobre zdanie o nim usłyszymy. Podoba mi się sekcja – punktowa i bardzo rytmiczna perkusja. Przestrzeń na „Like A Drug” budują dobre ślady gitar i, rzecz jasna, instrumenty klawiszowe. Wokal Krzysztofa przeplata się z żeńskim głosem Natalii Matuszek. To interesujący patent, może nie świeży i odkrywczy, ale to dobry pomysł, bo obydwa te głosy kleją się i dobrze współbrzmią. Gitarzysta Arek Gawdzik jest  rasowym rockmanem z fajnym hardrockowym zacięciem i pomysłem. „Wiosło” brzmi światowo i rasowo.

Panie i panowie, Archangelica to polski zespół, który bardzo dojrzale przedstawia swoją produkcję. Oprócz kompozycji o umiarkowanym, wolnym tempie (a jest takich na tym krążku większość) pojawia się na tym albumie propozycja numer 6 – „Cathedral” - i od razu robi się interesująco, progresywnie, nawet progmetalowo. Wokal nieco to ochładza, ale zapędy rockowe i świetnie osadzony bit, jak i pęd kompozycji dają wiele przyjemności, wzbudzając w nas chęć do ruchu. Słuchacz, a raczej jego głowa, dostaje wyraźny sygnał, by poruszać kończynami do rytmu: jedna noga - tup tup, druga – tup, tup, ręce..., proszę się nie bać, to poprawne zachowanie i jak najbardziej stosowne. To mój zdecydowany faworyt płyty. Nieco zakręcony, ale mocno intrygujący (szczególnie wokalnie) numer 6! Hit!!! Brawo.

Podsumowując, mocno polecam to wydawnictwo, bo po prostu warto posłuchać dojrzałej, dobrze zrealizowanej produkcji, dającej tak naprawdę kopa energetycznego bez użycia cukru i dopalaczy. Mamy początek roku, a tu od razu pojawiła się tak dobra polska produkcja. Coś za szybko... ;-).

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!