To nie będzie długa recenzja. Choć płyta do krótkich nie należy i z pewnością zasługuje na wnikliwą analizę. Trwa 66 minut, składa się na nią 9 kompozycji, z których aż trzy trwają po prawie 10 minut, a najkrótsza – „Rememberance” – przybliża się swoim czterominutowym rozmiarem oraz przebojowo-balladowym stylem do formatu „radio friendly”. Ale właściwie wszystko, co dotyczy zespołu Comedy Of Errors zostało już powiedziane przy okazji omawiania jej poprzedniej płyty „Disobey” (2011): że ten szkocki zespół odrodził się po blisko ćwierć wieku milczenia, że i tym razem nagrał płytę-marzenie, że w sposób oczywisty nawiązuje do twórczości prekursorów neoprogresywnego gatunku pokroju Marillion, Pallas, IQ i Pendragon, że jego muzyka aż kipi „brytyjskością”, że gra tak, że aż serce rośnie, a ręce same składają się do oklasków…
Taka jest też ta najnowsza płyta zatytułowana „Fanfare & Fantasy”. Odejdę może od tradycyjnego opisywania utworu po utworze. Bo wszystkie są po prostu genialne. Choć na pewno przy pierwszym przesłuchaniu w pamięć najszybciej zapadnie „Going For A Song” z porywającą wręcz partią syntezatorowych dźwięków będącą bardzo głębokim ukłonem w stronę Tony’ego Banksa. Zapewne od razu zapamiętany też będzie finałowy utwór „The Answer” ze swoim podniosłym, genesisowskim, opartym na dostojnym brzmieniu melotronu, zakończeniem. Na pewno momentalnie zaintryguje też dwuczęściowy „Time’s Motet And Galliard”. Cała płyta jest równa. Fantastyczna i wspaniała. Rewelacyjna i świetnie zagrana. Bez słabych punktów i bez jednego gorszego utworu. Pełna łatwo zapamiętywalnych melodii, ale wymagająca od słuchacza skupienia. Przepełniona prostotą, a zarazem i symfonicznym rozmachem. Po prostu złożona z samych bardzo dobrych kompozycji. Jeszcze bogatsza w złożone i pompatyczne progrockowe brzmienia niż album sprzed dwóch lat. Spójna, wyrazista, tworząca zgrabną, doskonale prezentującą się całość. Pokazująca jak świetnym kompozytorem i nieustannie napędzającym swą grą na syntezatorach muzykiem jest Jim Johnston, jak wspaniałym i wyrazistym wokalistą jest Joe Cairney, jak błyskotliwym i niezwykle kompetentnym gitarzystą jest Mark Spalding, wreszcie jak finezyjnie grającym perkusistą jest Bruce Levick, który po terminowaniu jako „gość” na „Disobey” jest teraz pełnoprawnym członkiem tej czteroosobowej machiny o nazwie Comedy Of Errors. No właściwie pięcioosobowej, bo na „liście płac” wymieniony jest jeszcze John Fitzgerald jako śpiewający w chórkach drugi wokalista.
Puenta? Każde kolejne słowo opisujące muzykę tego szkockiego zespołu, która wypełnia album „Fanfare & Fantasy” wydaje się zbędne. Wręcz niepotrzebne. Tej płyty należy po prostu słuchać. Słuchać uważnie i często do niej powracać. Bo naprawdę warto. Albumowi „Fanfare & Fantasy” właściwie już w chwili wydania niedaleko jest do ścisłego kanonu neoprogresywnego rocka.
Na koniec powiem tylko tyle, że jeżeli lubicie progrockowe brzmienia napędzane charakterystycznymi dźwiękami instrumentów klawiszowych, nawiązujące do stylu (wczesnego) Marillion (Mark Kelly!) oraz (także wczesnego) Genesis (Tony Banks!), to nie wahajcie się ani chwili. Bo nowe dzieło Comedy Of Errors to dla Was płyta wręcz idealna.