State Urge - White Rock Experience

Paweł Świrek

ImageState Urge to zespół pochodzący z Gdyni utworzony przez czworo młodych muzyków: Marcin Bocheński (dr), Marcin Cieślik (g, v), Krystian Papiernik (bg) i Michał Tarkowski (k). Ich debiutancka płyta zatytułowana „White Rock Experience” w dużym stopniu nawiązuje do twórczości takich grup, jak Archive. Na szczególną uwagę zasługują tu intrygujące brzmienia instrumentów klawiszowych. Już na wstępie po głosie kroków słychać sporo eksperymentów z elektroniką. Dopiero po chwili dochodzą kolejne instrumenty i tym sposobem ukazuje się nam obraz całości, który wyraźnie mówi, z jaką muzyką będziemy mieć do czynienia. Tak właśnie brzmi rozpoczynający płytę „Third Wave Of Decadence”. Na uwagę zasługuje niesamowita przestrzeń dźwiękowa. Podobnym stylem wchodzimy w kolejny utwór - „Preface”. Tam od razu wchodzą wszystkie instrumenty, a po chwili dochodzi wokal. Otrzymaliśmy piękną kompozycję, którą można śmiało postawić obok „House Of The Rising Sun”, tyle że tu jest dużo elektroniki. Dla kontrastu surowszą, ale równie robiącą wrażenie wersję zespół umieścił na swoim wcześniejszym wydawnictwie. Ale w pierwotnej wersji utwór trwał niecałe 3 minuty i nie posiadał tego charakterystycznego zwrotu akcji pod koniec. Momentami na płycie „White Rock Experience” robi się nawet nieco tanecznie. Tak też jest w „Time Rush”. Chwilę wyciszenia mamy w lirycznym „Long For You”. Na uwagę zasługuje niezwykle ekspresyjny wokal na tle klawiszy. Dopiero pod koniec utwór nabiera tempa. W nagraniu tym nie ma perkusji – pod koniec gra automat, dość ciekawie zaprogramowany. Prawdziwym killerem płyty jest kolejny utwór - „Illusion”. Można odnieść wrażenie, iż jest to nagranie instrumentalne, gdyż wokal pojawia się dopiero pod sam jego koniec. Jest to też kolejny bardzo duży ukłon w kierunku grupy Archive. Udaną balladą jest „Tumbling Down”. Niespodziewanie pod sam koniec tego utworu następuje nagły zwrot i muzycy zaczynają ostrzej pogrywać w sposób typowy dla ballad metalowych. Z nieco bluesowym początkiem, ale utrzymany w podobnym nastroju do wcześniejszych kompozycji jest utwór nr 7: „Gaze”. W tym oraz poprzednim utworze mamy trochę nawiązań do lat siedemdziesiątych w ostrzejszych momentach. Płytę kończy równie przepiękna i monumentalna kompozycja „All I Need”. Początkowo wydaje się, że to będzie oldschoolowo brzmiący numer, ale po chwili wchodzą brzmienia nawiązujące do współczesnych alternatywnych zespołów.

Jak na debiut jest to bardzo udane wydawnictwo. Jak już wcześniej wspominałem, mnóstwo jest na nim kontrastów oraz wycieczek w różne style muzyczne począwszy od hard rocka, fusion, space rocka, a skończywszy na ambiencie, brzmieniach alternatywnych i synth-popowych. Można też usłyszeć pokaźną gamę brzmień klawiszowych, od fortepianu poprzez Hammonda, a skończywszy na typowym syntezatorowym brzmieniu. Pomimo aż takiej różnorodności brzmień i stylów otrzymaliśmy bardzo spójny album. Warto też wspomnieć, iż część repertuaru płyty stanowią nowe wersje kompozycji z wcześniejszych wydawnictw: EP-ki „Underground Heart” („Preface”) i EP-ki „What Comes Next” („Time Rush”, „Illusion”, „All I Need”). W stosunku do pierwszej EP-ki, kompozycje są zdecydowanie dojrzalsze i mniej improwizowane, co dowodzi, że zespół stale rozwija się. Jednym słowem – bardzo udany debiutancki album. Już czekam na następny.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!