Zacznę od zacytowania następującej sekwencji: no i cóż, że ze Szwecji…, na dodatek północnej! Gdy w naszej recenzji wydanej dwa lata temu płyty "21st Century Junk" wyczytałem, że zespół Dynamo Bliss pochodzi z tego kraju, to pomyślałem: będą blasty, ewentualnie jakiś folk… A tymczasem kapela, grająca w trzyosobowym składzie: Mikael Sandström (gitary elektryczne i akustyczne, banjo, akordeon, pedal steel), Stefan Olofsson (wokal, instrumenty klawiszowe, cytra, gitara, bas, perkusja) i Peter „Peppe” Olofsson (perkusja), prezentuje muzykę z pogranicza art rocka i soft/prog rocka, z domieszką elementów jazzowych i psychodelicznych. Album „Poplar Music” to fuzja fascynacji muzyką takich wykonawców jak: The Beatles, Alan Parsons Project, Focus, Pink Floyd, a nawet ABBA. Mam wrażenie, że chłopaki bardzo osłuchali się Beatlesów i ich wspólna fascynacja przerodziła się w powstanie zespołu, który właśnie tworzy muzykę niejako archaiczną, ale jednocześnie potrzebną, choćby dla równowagi tego wszystkiego, co otacza nas dookoła.
Muzyka, jaka tworzą Szwedzi, pozwala optymistyczniej popatrzeć przez okno. Może nie ma w niej jakiegoś powera energetycznego, lecz jakiś maleńki izotop na pewno się pojawia. Jest on jednak bardzo maleńki, bowiem prześledziwszy dotychczasowe dokonania grupy, jest to jej drugi studyjny, bardzo kolorowy (okładki!) album, lecz jak dla mnie, zdecydowanie najgorzej brzmiący. Co prawda słyszałem opinie, że koncerty Dynamo Bliss prezentują się bardzo dobrze i zespół faktycznie emanuje między psychodelią, a trochę big beatem, nie zmienia to faktu, że najnowsza płyta studyjna ma się… nijak. Moim zdaniem brzmienie tego krążka jest niedopracowane, mam wrażenie jakby niedokończone, bardzo lekkie i delikatne. Brakuje mu soczystości użytych instrumentów, jakby wszystko, być może z założenia, miało brzmieć płasko. Możliwe, że muzycy sami zrobili miksy i mastering wszystkich dziesięciu, zamieszczonych na płycie kompozycji i po prostu mając taki zamysł, taki efekt chcieli uzyskać. Dla fanów chłopców z Liverpoolu, a wiemy, że są ich rzesze, wydawnictwo „Poplar Music” to jak najbardziej trafiony strzał. Jako produkcja broni się gorzej. Muzycznie i aranżacyjnie jest całkiem finezyjnie, lekko, delikatnie, lecz „przeciągów” nie ma. Jest dobrze, ale bez szaleństwa. No, może jego odrobina pojawia się w zamykającym płytę utworze „In The Country” i to właśnie on zasługuje na największą uwagę w całym tym zestawie.