Toon Martens Project to zespół rodem z Belgii działający w pięcioosobowym składzie: Toon Martens (instrumenty klawiszowe), Christophe Belien (bas), Johan Van Den Berghe (perkusja), Guy Guisson (śpiew) i Filip Gijbels (gitary). Panowie przedstawiają nam swój debiut zatytułowany po prostu „TMP”. Kwintet sam zrealizował nagrania, jak również sam też, własnym sumptem, wydał album. Panowie z Toon Martens Project mocno inspirują się muzyką mającą swoje korzenie w latach siedemdziesiątych, kiedy to królowały takie sławy jak Genesis, Yes, King Crimson, Pink Floyd czy Emerson Lake & Palmer. Niewątpliwie słychać to wyraźnie na omawianym krążku, w każdej jego minucie i w każdym nagraniu…
Inspiracje i fascynacje kapeli są godne polecenia, a umiejętności techniczne i aranżacyjne prezentowane przez Belgów są na bardzo wysokim poziomie. Utwory, których jest na płycie czternaście, świetnie oddają klimat muzyki, jaką od dawna fascynują się belgijscy muzycy. Może nie jest to szczególnie odkrywcze, bo kiedyś już to wszystko było, może nie jest to szalone, bo czas nas już przyzwyczaił i obecnie wymaga zupełnie innej „akrobatyki” i szaleństwa, ale warsztat prezentowany przez panów jest po prostu świetny. Klawiszowiec, będący mózgiem całej operacji - Toon Martens, po prostu zasuwa paluszkami po klawiaturze jak należy. Ten człowiek jest zabójczy w tym, co robi, a że gra naprawdę cudnie, to już inny temat. Zresztą Toon, jako lider i założyciel zespołu doskonale również komponuje utwory. Miejmy nadzieję, że Toon Martens Project nie zniknie w gąszczu stu tysięcy głodnych rekinów, a prawdziwi wielbiciele progresywnych klimatów spojrzą na niego z zaciekawieniem.
Płyta skonstruowana jest tak, że napakowana jest muzyką do granic wytrzymałości. Trwa ponad 74 minuty, na które składa się aż 14 kompozycji, zatem głowę trochę urywa. Aż pięć z nich zebranych jest w jedną długą kompozycję o wymownym tytule „70’s Suite”. Tytuł mówi wszystko, a i stylistyka muzyki potwierdza fakt, że brzmienie belgijskiej grupy utrzymane jest w klimatach lat 70. Reszta to też zakorzenione w podobnym stylu nieco krótsze utwory, w których na czoło wybijają się dźwięki obsługiwanych przez Martensa syntezatorów. Co jeszcze uderza, to dość staranna, „analogowa” produkcja, dająca złudzenie, że materiał został nagrany nie współcześnie, a kilkadziesiąt lat temu. Co jeszcze? Zapomnijcie o klasycznej rytmice 4/4, o kilkuakordowych piosenkach, o jednorodności stylistycznej. Muzycy tworzący Toon Martens Project lubią eksperymentować, iść pod prąd, a także grać w sposób jak ich starsi o 40 lat muzyczni protoplaści.