Z pewnością niewielu spośród fanów neo-progrocka, w kręgu zainteresowań których znalazł się amerykański Discipline, miało świadomość, że oficjalnie uznawany za debiutanckie dzieło zespołu album „Push & Profit” (1993) nie był w rzeczywistości jego pierwszym długogrającym tworem. Już pięć lat wcześniej w nieformalnym obiegu znalazło się kasetowe wydawnictwo zatytułowane „Chaos Out Of Order”, które po dwudziestu pięciu latach panowie z Discipline postanowili zaprezentować szerokiemu gronu odbiorców, wydając je jako oficjalny dyskograficzny album.
Z pewnością część potencjalnych odbiorców zniechęci fakt, że materiał zawarty na płycie, choć poddany gruntownemu oczyszczeniu, pod względem brzmienia zawartych na nim kompozycji, znacznie odbiega od standardów profesjonalnych produkcji. Niemniej jednak pozostali zainteresowani, będący w stanie zaakceptować fakt zachowania oryginalnej surowej formy tegoż (co ciekawe) concept-albumu, otrzymają całkiem ciekawy obraz początków art-rockowych poczynań nastoletnich Matthew Parmentera i spółki – w nieco innym składzie, aniżeli na oficjalnych albumach.
Część kompozycji z „Chaos Out Of Order” sympatycy Discipline mieli sposobność poznać wraz z pojawieniem się na rynku koncertowych wydawnictw audio i wideo, rzeczywisty pogląd na możliwości grupy z początkowych lat kariery można jednak wyrobić sobie dopiero dzięki temu wznowieniu całego zestawu kompozycji, wraz z rok starszym bonusem. Zadziwia rozwarstwienie materiału pod względem artystycznej jakości – z jednej strony w programie znalazły się zupełnie młodzieńczo naiwne muzyczne próby, z drugiej zaś kompozycje nie tylko godne uwagi, ale i wprost pokazujące, że znana z późniejszych produkcji świadomość melodii w Discipline potrafiła być już na samym początku spora, daleka od banału i przynosząca imponujące efekty. Co ciekawe, znacznie lepiej prezentują się utwory stroniące od progresywnych schematów – warto wyróżnić przede wszystkim „Still Night”, „Mickey Mouse Man”, czy „Uphill Climb” – nagrane współcześnie z pewnością stanowiłyby wysoką jakość na potencjalnym premierowym albumie. Spośród bliższych progrockowej estetyce prób najciekawiej zaś przedstawiają się: otwierający płytę, niepokojący w nastroju, przeszyty zaskakującą psalmową kulminacją „The Man & The Locust” oraz dojrzały kompozycyjnie, wspomniany bonus zatytułowany „Peacemaker”.
Trudno zakładać, że „Chaos Out Of Order” może być albumem dla odbiorców nie należących do ścisłego grona sympatyków Discipline. Jakkolwiek jednak dokumentacyjnego charakteru nie miałaby ta propozycja, dobrze, że ujrzała światło dzienne – wszak to nie tylko brakujące wydawnicze ogniwo w obiektywnej perspektywie całej kariery Amerykanów, ale źródło kilku naprawdę udanych (choć stworzonych przez nastoletnich artystów) tytułów, które nawet pokryte dwudziestopięcioletnią patyną brzmią jak „prawdziwe”, fascynujące Discipline.