Crystal Palace zadebiutowali albumem „On The Edge Of The World” w 1995 roku. Później ukazały się kolejne płyty: „Demon In You” (2001), „Psychedelic Sleep” (2003), „Acoustic Years” (2006) i „Reset” z 2010 roku. Na przestrzeni tych lat zmieniał się też skład tej pochodzącej z Berlina grupy. Obecnie tworzą ją: Yenz (śpiew, gitara basowa), Frank Köhler (instrumenty klawiszowe), Frank Brennekam (perkusja) i Nils Conrad (gitary). Najnowsze wydawnictwo pt. „The System Of Events” ukazało się na początku października i opublikowała go wytwórnia Gentle Art Of Music, która wydaje też płyty zespołów Blind Ego, Panzerballett, RPWL, Frequency Drift i solowe albumy Yogiego Langa.
Jak muzycznie prezentuje się to nowe dzieło Crystal Palace? Na program tego bardzo interesującego krążka składa się osiem utworów, dodać trzeba, że dosyć długich, gdyż niektóre trwają ponad 10 minut. W sumie najnowsza muzyka zespołu to 70 minut przeróżnych kompozycji, które rozpoczyna nagranie „Chasing Better Days”. Ostrzejsze partie gitary rytmicznej, chwytliwe brzmienie i znakomite wokalizy otwierają przed nami muzyczny świat niemieckiego art rocka. Z każdą kolejną kompozycją ich melodyjność i brzmienie partii instrumentów klawiszowych prezentuje się coraz lepiej i coraz ciekawiej. W „As Heaven Dies” i „Beautiful Nighmare” (zwracam uwagę na ostatnie kilkadziesiąt sekund tego kawałka) przykuwa uwagę nowoczesność zagrania. To utwory obfitujące także w ciekawe zmiany tempa oraz gitarowe zagrywki i przesterowane dźwięki, co nadaje progresywności ich grze. Bardzo ładnie rozpoczyna się kompozycja „Green Way”, w której zachwyca riff głęboko i swobodnie wędrujący w naszych uszach, dodatkowo wokal urzeka nas swą przebojowością, ale tą z najwyższej półki rockowych hitów. Tylko czas utworu nie jest radiowy, bo trwa on ponad siedem minut. Następny, zagrany bardziej energicznie, „Sleepless”, oprócz rytmicznych uderzeń i gitarowych fraz zwraca uwagę świetnie wykonanymi partiami klawiszy, przypominającymi trochę grę pewnego niemieckiego multiinstrumentalisty grającego muzykę elektroniczną. Ale może tylko mnie się tak to kojarzy? Do swoich długich nagrań muzycy kapeli Crystal Palace potrafią wprowadzić ciekawe i intrygujące elementy, trzymając słuchacza w nieustannym nasłuchu i nie nużąc go. Nastrojowo wykonany „Stunned By The Silence” unosi nas melancholijnym klimatem, a piękne partie gitary zawładną nami do samego końca, z każdą kolejną minutą oczarowując systematycznie swym urokiem. Przedostatnie nagranie - „Breathe” - na początku brzmi trochę spacerockowo. Wyłania się z niego piękny nośny motyw, słychać, że panowie potrafią bawić się dźwiękiem, tworząc tak porywające nagrania. Kompozycja tytułowa jest najdłuższą na płycie. I jest prawdziwym arcydziełem. Trwa ponad 13 minut, ale dla mnie mogłaby być jeszcze dłuższa. Dla tak zestrojonych instrumentalnie i wokalnie dźwięków w „The System Of Events”, każda kolejna minuta wydaje się być dodatkowo darowanym czasem, którym można się delektować i edukować innych muzycznie tym prawdziwie epickim nagraniem.
Słuchając wielokrotnie tej płyty podziwiałem, z jaką wirtuozerią zostały wykonane partie instrumentalne oraz jakich emocji może dostarczyć wokal starając się stworzyć swoje indywidualne brzmienie. Muzycy Cystal Palace wzbijają się do poziomu kapel z wyżyn artrockowego świata, i to tych nietuzinkowych. Tym albumem zespół zwraca uwagę na wiele wydarzeń, które mają miejsce w naszym życiu, takich jak pokonywanie nałogów, pokazywanie siły człowieka, by stawić czoła wszelkim tragediom, a z drugiej strony, do jakich rzeczy jest zdolny posuwając się do brutalności wobec niewinnych istot. Myślę, że po takiej porcji muzyki oraz mądrego egzystencjonalnego przekazu teraz trzeba poczekać na koncertowe tournee Crystal Palace, które w pełni potwierdzi talent zespołu, w co nie wątpię, a w swym przekonaniu nie jestem chyba osamotniony.
Na koniec obowiązkowo trzeba jeszcze wymienić nazwiska trzech muzyków, którzy wspomogli w studio zespół, bo są to postacie dobrze znane w artrockowym świecie. Otóż grupę Crystal Palace wsparli: Yogi Lang, Colin Edwin i Kalle Wallner. Myślę, że nie szybko wyjmę tę płytkę z odtwarzacza.