Kolejny rekord świata. Pokażcie mi inny zespół, który w trakcie swej 10-letniej kariery wydaje co roku nowa płytę, a większość z nich to albumy podwójne. W dodatku muzycy tworzący The Flower Kings mocno angażują się też w inne muzyczne przedsięwzięcia, a ich niespotykany muzyczny pracoholizm można mierzyć stosami licznych płyt, które ukazują się dosłownie jak grzyby po deszczu. Co więcej, lider zespołu, Roine Stolt zaledwie kilka miesięcy temu uraczył swych fanów podwójnym (tak, tak!) albumem solowym. Zewsząd dociera do nas mnóstwo muzyki z obozu The Flower Kings. Niektórzy twierdzą, że za dużo. Inni, ku których ocenie i ja się przychylam, powiedzą, że dobrej muzyki nigdy nie za wiele. Ale mimo tej skąd inąd słusznej uwagi trudno oprzeć się wrażeniu, że w muzyce TFK można się pogubić. „Paradox Hotel” kumuluje w sobie wszelkie powszechnie znane plusy i minusy twórczości tej grupy. Do największych wad zaliczyłbym zbyt dużą porcję muzyki przypadającą na jednostkę czasu. I to muzyki mocno eklektycznej, rozpościerającej się od czystego progu po blues („Paradox Hotel”), improwizację („The Unorthodox Dancinglesson”), czy piosenkę kabaretową (sic!) w „Bavarian Skies”. Niezwykle trudno jest pośród tych 130 minut muzyki oddzielić ziarno od plew. Trudno znaleźć w sobie tyle dobrej woli i skupienia, by pochłonąć ten album za jednym zamachem. Mam pretensję do Stolta i Spółki, że najwyraźniej wydają na płytach wszystko, co zarejestrują w studiu nagraniowym. Nie lepiej by było skondensować nagrany materiał, odrzucić z niego zbędne i niepasujące do reszty rzeczy i wydawać może nieco rzadziej, i może nieco krótsze, ale za to bardziej spójne, równiejsze i w konsekwencji lepsze albumy? Wtedy zapewne z zapartym tchem chłonęlibyśmy następujące jeden po drugim tak wspaniałe utwory, jak „Monsters & Men”, „Jealousy”, „Minor Giant Steps”, „Touch My Heaven”, „Blue Planet” czy „Man Of The World” i nie nudzilibyśmy się ani przez moment. A tak, tylko chwilami czujemy, że mamy do czynienia z dziełem wybitnym, a przekonanie to co chwilę burzy nam zdumienie, że na jednej długaśnej płycie sąsiadują ze sobą utwory pochodzące jakby z różnych bajek. W porywach „Paradox Hotel” naprawdę zasługuje na piątkę, ale niestety chwilami oscyluje też wokół nudnej trójki. Dlatego też w swojej ocenie przychylam się do średniej czwóreczki. Bo to niestety zaledwie średnia płyta.
Flower Kings, The - Paradox Hotel
, Artur Chachlowski