Oto na rynku pojawia się nowy album grupy The Flower Kings. Nie muszę nikogo przekonywać o tym, jak popularny to zespół i jak bardzo jest on ważny dla współczesnej sceny progresywnej. Dość powiedzieć, że liderem zespołu jest Roine Stolt, a od jakiegoś czasu także jednym z 4 filarów święcącej wielkie sukcesy supergrupy Transatlantic. „The Rainmaker” to już 7 studyjny album Szwedów. Od razu zaznaczę, że nie jest on ani gorszy, ani lepszy od swoich poprzedników. Po prostu zawiera on taką muzykę, na jaką z niecierpliwością czekają sympatycy zespołu. Rozpoczyna go zapierająca dech w piersiach kompozycja „Last Minute On Earth”. To 12 minut wspaniałego progresywnego grania. Zresztą właśnie najdłuższe, bo ponad 10-minutowe utwory wydają się być najmocniejszymi punktami tej płyty. Świetnie brzmi finałowe nagranie „Serious Dreamers”, dzięki ewidentnym odniesieniom do twórczości ELP uwagę przykuwa „Road To Sanctuary”. Trochę gorzej jest z krótszymi nagraniami. Właściwie tylko „World Without A Heart” oraz po części genesisowski „Elaine” są utworami wartymi wyróżnienia. Reszta nieco nuży. Prowadzi to do smutnego wniosku, który nasuwał mi się już przy poprzednich płytach zespołu: ten album jest po prostu za długi. Gdyby zamiast 80 zawierał np. 50 minut muzyki byłby on zdecydowanie łatwiej przyswajalny i z pewnością zyskałby większe uznanie. I na koniec jedno zdanie o specjalnej limitowanej wersji tego wydawnictwa. Zawiera ono drugi krążek, na którym znajdujemy 2 teledyski i 6 bonusowych nagrań. Nie są to jakieś studyjne odrzuty niższej kategorii, a naprawdę miłe utwory. Szczególnie „One Whole Half” robi naprawdę bardzo dobre wrażenie.
Flower Kings, The - The Rainmaker
, Artur Chachlowski