Jedną ze wspaniałych rzeczy dotyczących mieszkania w Nowej Zelandii jest to, że jest to miejsce na końcu świata; niestety, równocześnie jest to ogromna niedogodność dla każdego metalowca, w szczególności gdy gra się w zespole, bo jest niemal niemożliwością przebić się stąd na rynek międzynarodowy. Dopiero w ostatnich latach świat w ogóle dostrzegł, że istnieje tutaj prawdziwa scena muzyczna i wielu z nas było bardzo podekscytowanych, gdy w zeszłym roku Fear Factory ogłosiło, że zagra w Power Station. Jednak nawet i ta nowina została przyćmiona przez informację, że grupa 8 Foot Sativa wystąpi jako support w zreformowanym składzie z Justinem „Jackhammerem” Niessenem jako pełnoetatowym wokalistą po raz pierwszy od płyty „Season For Assault” z 2003 roku. Dzisiaj, niewiele zespołów z Nowej Zelandii jest znanych poza granicami kraju (najbardziej popularny to prawdopodobnie Split Enz oraz oczywiście Crowded House, którzy nie są Australijczykami, cokolwiek ktoś próbowałby wam wmówić), jednak lokalna muzyczna scena istniała od zawsze i wychowała naprawdę wiele wspaniałych muzyków. Jeśli chodzi o metal, to 8 Foot Sativa to zdecydowanie prawdziwi mistrzowie. I muszę powiedzieć, że mimo iż od zawsze byłem ogromnym fanem i rzecznikiem Fear Factory, tego wieczoru w Auckland, na tle 8FS wypadli raczej blado. Surowa agresja i moc 8FS w pełnej krasie to niesamowity widok, a publiczność naprawdę dała się ponieść burzy wywołanej przez zespół, dla którego to było impulsem, by jeszcze bardziej podgrzać atmosferę. Jednak, kiedy moje bębenki uszne próbowały wrócić do normalności, przez głowę przeszła mi myśl: jaki będzie nowy album tego zespołu? Czy uda im się odtworzyć tę atmosferę w studio?
Od czasu wydania ostatniego albumu “Poison Of Ages” w 2007 roku z oryginalnego składu w zespole został jedynie gitarzysta Gary Smith. Jednak teraz, w 2013, dołączył do niego współzałożyciel grupy Brent Fox (bas), Jackhammer (wokal), Corey Friedlander (perkusja – był w zespole przez pewien czas w 2006 roku) oraz nowy gitarzysta Nik Davies. Jak więc widać, pod wieloma względami jest to skład klasyczny. Nawet przed włączeniem przycisku PLAY na odtwarzaczu już byłem pod wrażeniem, ze względu na okładkę albumu, gdyż jest znacznie bardziej estetyczna i profesjonalna niż to, co widzieliśmy na wcześniejszych wydawnictwach. Niemniej jednak wszystko i tak sprowadza się do muzyki, tak więc włączyłem PLAY i czekałem na prawdziwe uderzenie. Jakieś 32 minuty i 10 utworów później byłem bardzo zadowolony, że moimi jedynymi sąsiadami było kilka owiec, ponieważ przez cały czas odtwarzania stopniowo zwiększałem głośność, aż muzyka wręcz rozsadzała głośniki.
Jedyne słowo, by opisać tę muzykę to “intensywna”. Ci goście nakręcają się i grają tak, jakby od tego wykonania zależało ich życie. Nie chodzi jednak tylko o agresję, bo w pewien sposób udało im się nadać niewiarygodną głębię muzyce, znacznie większą niż można by się spodziewać. Pewne rodzaje rocka zdają się być raczej liniowe, stonowane, ale to co słychać na tej płycie jest jak fala dźwięku, która raz za razem w ciebie uderza. Muszę powiedzieć, że prawdopodobnie każdy mieszkaniec Auckland uśmiechnie się słuchając „West As”, jednak ludzie spoza Nowej Zelandii raczej nie zrozumieją żartu (zostańmy przy tym, że tu, na Antypodach, jesteśmy po prostu inni). W tej muzyce jest taka pasja, że być może sprawi to, że 8 Foot Sativa da się poznać szerszej międzynarodowej publiczności, zresztą całkowicie zasłużenie. W jednej z recenzji przeczytałem, że ten album „zapisze się w historii nowozelandzkiej muzyki jako jedna z najlepszych metalowych płyt, które powstały w tym kraju” (www.themetalreview.com). Jedyna rzecz, z którą bym zmienił w tym zdaniu to to, że to JEST najlepszy album metalowy kiedykolwiek powstały w Nowej Zelandii. Absolutnie nie można przegapić tego mocnego, brutalnego wydawnictwa.
8 Foot Sativa. Jeśli nie pochodzisz z Nowej Zelandii, raczej nigdy o nich nie słyszałeś. Jesteś jednak winny swoim uszom, by to jak najszybciej zmienić.
Tłumaczenie: Katarzyna Chachlowska