Niedawno ukazał się album “Spark Of Light” prog rockowej formacji Forever Twelve. Jak się okazuje to już druga płyta tego amerykańskiego zespołu (debiut miał miejsce w 2002 r.) i nieco dziwnym wydaje się fakt, że dopiero teraz zaczyna być o nim tak głośno. To opóźnienie może być usprawiedliwione tym, że Forever Twelve wydaje swe płyty własnym sumptem i do niedawna nie był związany z żadną ze znanych w branży firm dystrybucyjnych. I trzeba było dopiero wielkiego sukcesu na tegorocznym festiwalu Baja Prog, by klasa zespołu odbiła się szerokim echem w świecie progresywnego rocka. Nic dziwnego, wszak płyta „Spark Of Light” zawiera tyle pięknej muzyki, wspaniałych kompozycji, a zespół gra w sposób tak profesjonalny, jakby to robił nie od kilku, ale od kilkunastu lat. Na czele Forever Twelve stoi wokalistka Cat Ellen i to przez pryzmat jej ciepłego i nieźle prezentującego się wokalu należy poszukiwać pewnych porównań, by fanom czytającym tę recenzję, a nie znającym jeszcze produkcji zespołu jak najlepiej uzmysłowić po jakich obszarach stylistycznych się poruszamy. Cat brzmi bardzo podobnie do Melissy Blair z Leger De Main, ale jej głos jest cieplejszy i pełniejszy. A muzycznie? Trudno porównać muzykę Forever Twelve do jednego konkretnego wykonawcy. To po prostu dobre progresywne granie na poziomie, a miłośnicy takich grup jak Marillion, Yes, czy Rush z pewnością znajdą w nim coś dla siebie. Zespół umiejętnie wykorzystuje dorobek zarówno klasycznego prog rocka, jak i współczesne elementy tego gatunku. Doskonale brzmią współpracujące ze sobą i świetnie się nawzajem uzupełniające partie gitar (Tom Graham) oraz instrumentów klawiszowych (Steve Barberic). Dużo tu melodii granych na moogu, melotronie, wspaniale funkcjonują gitary akustyczne („Keep It Alive”), a sekcja rytmiczna (Fernando Martinez – dr i Kenny Hundt – bg) dobrze podkreśla częste zmiany tempa i eksponuje długie partie instrumentalne („Life Changes”, „Victor’s Eye”). Forever Twelve nie gra być może odkrywczej muzyki, raczej ukierunkowany jest wstecz, w stronę dawno już sprawdzonych osiągnięć gatunku. Retro prog rock? Czemu nie? Zespół gra wręcz książkowo, idealnie wpisując w swe utwory takie ozdobniki, jak gregoriańskie chóry („The Quest”), partie fletu i skrzypiec, a teksty najwyraźniej świadczą o tym, że członkowie Forever Twelve posiadają jasno zdefiniowany świat wartości (m.in. „Spark Of Light” mówi o holocauście II wojny światowej). Reasumując: lepiej późno, niż wcale. Dobrze, że ten działający od dłuższego już czasu zespół demonstruje na obu swoich krążkach swe wielkie umiejętności, które niewątpliwie świadczą o sporym potencjale i nadziejach na przyszłość.
Forever Twelve - Spark of Light
, Artur Chachlowski