W połowie 1994 roku pojawiła się plotka, że niesłyszany od czasów pierwszej płyty Marillion Mick Pointer wraca do gry na perkusji. Wtedy informacja ta była o tyle niepotwierdzona, iż nawet Fish był tym faktem mocno zdziwiony (z racji tego, że Mick rzekomo robił dla niego meble). Dopiero w 1995 roku okazało się, że Pointer wspólne z Clivem Nolanem założyli zespół. Pierwotnie miał się nazywać Avalon, ale ostatecznie nadano mu wdzięczną nazwę Arena. Powstał wtedy debiutancki album „Songs From The Lion’s Cage”, który choć generalnie był piękny, to jednak dosyć nierówny.
Na płycie znalazło się pięć dłuższych kompozycji, rozdzielonych krótszymi przerywnikami zatytułowanymi „Crying For Help”. Kompozycje te, w głównej mierze instrumentalne, to początek większej całości, która miała swą kontynuację na kolejnym albumie Areny. Najciekawsza z nich jest ta oznaczona indeksem IV - jedyna z wokalem oraz z wspaniałą solówką gitarową, którą gościnnie zagrał Steve Rothery. Drugim zdecydowanie najmocniejszym utworem na debiutanckim albumie Areny jest finałowy „Solomon”, rozpoczynający się pięknym wstępem w wykonaniu Clive’a Nolana na klawiszach. Ta piętnastominutowa kompozycja jest jedną z najlepszych z wczesnego repertuaru Areny. Gdy pierwszy raz usłyszałem „Crying For Help IV” oraz początek „Solomon” w mocno szumiącej wersji w radiu RMF, to pomyślałem sobie, że szykuje się rewelacyjna płyta. To jednak było w pewnym sensie złudzenie, gdyż został wówczas zaprezentowany najciekawszy fragment płyty. Pozostałe utwory wypadają już niestety odrobinę słabiej. Dłuższe kompozycje za bardzo kojarzą się z macierzystą grupą Clive’a Nolan – zespołem Pendragon. Już w pierwszym z nich, „In The Wilderness”, daje się dostrzec jeden ze słabszych punktów płyty w postaci nienajlepszej gry na perkusji w wykonaniu Micka Pointera, który po prostu wyżywa się na bębnach, podobnie jak robił to w Marillion w latach 1980 - 83. Może Mick starał się grać w miarę równo, ale wychodziło mu to z różnymi efektami. Pierwsza część „Crying For Help” to akustyczny gitarowy utwór, „Valley of the Kings” to kopia tego, co można usłyszeć wcześniej w repertuarze Pendragonu. W środkowej części tego utworu zachwycają jednak znakomite klawiszowe solówki Clive’a Nolana. Trochę lepiej jest z poziomem kompozycji „Jericho”. Trzecia część „Crying For Help”, z odgłosami telefonu, płynnie przechodzi w dość efektowny „Midas Vision”. I tak napięcie wędruje na tej płycie jak na sinusoidzie: raz w górę, raz w dół.
Trochę szkoda, że na „Songs Of The Lion’s Cage” otrzymaliśmy dość nierówny materiał. Poza dwoma ostatnimi utworami reszta jakoś wyraźnie nie zachwyca (może poza paroma fragmentami). Niby wszystko zagrane jest należycie, ale dziś już mało kto pamięta o pojedynczych utworach z tej płyty (no, może poza dwiema ostatnimi kompozycjami w jej programie: „Crying For Help IV” i „Solomon”). Jednak wszystko, co najlepsze w twórczości Areny miało dopiero nadejść za jakiś czas, na kolejnych wydawnictwach.