Arc Angel - Harlequins Of Light

Robert "Morfina" Węgrzyn

ImageŁuk Anioła („Arc Angel”) to kapela pod dowództwem znanego doskonale wszystkim fanom klimatycznego hard rocka - Jeffa Cannaty. Ten niegdyś dwuosobowy projekt (wraz z Jeffem tworzył go klawiszowiec Michael Soldan), zatrudniając muzyków sesyjnych, wydał swój debiutancki album, zatytułowany po prostu „Arc Angel”, jeszcze w 1983 roku. Odniósł on wielki sukces w Europie, niestety nie zrobił tak dużego wrażenia na lokalnym, amerykańskim rynku muzycznym. Krytycy muzyczni rodem ze Stanów Zjednoczonych uznali go za kopię twórczości grup Kansas i Boston, co uznali za jego największą wadę. W związku z brakiem sukcesu komercyjnego Jeff zdecydował się zarzucić tę działalność na rzecz swoich solowych projektów. Teraz jednak, po trzydziestu latach milczenia, zespół został reaktywowany, a jako efekt tego wydarzenia otrzymujemy album „Harlequins Of Light”. Powstał on sześć miesięcy po decyzji Jeffa, żeby wrócić na scenę jako grupa, a nie – jak to miało miejsce ostatnimi czasy – jako artysta solowy.

I tak, w doskonałym towarzystwie, powstaje równie elektryzujący i melodyjny krążek jak ten, który ujrzał światło dzienne trzydzieści lat wcześniej. Grający na perkusji, basie, instrumentach klawiszowych i gitarach Cannata zaprosił do nagrania albumu następujących muzyków: Jay Rowe (organy, synezatory), Jeff Batter (fortepian, syntezatory), Scott Spray (gitara basowa), David Coe (gitara akustyczna) oraz pokaźne grono gitarzystów solowych: Jimi Bell, Gary Maus, Andy Abel, Tony Spada, Mark Proto i Jay Jesse Johnson.

Wypada zadać sobie pytanie: jaki jest album „Harlequins Of Light” wydany po tak długim okresie milczenia? Bez wątpienia posiada on brzmienie na światowym poziomie i równie interesujące wykonanie. Natomiast aranże są nieco archaiczne, słyszałem podobne kawałki już dziesiątki razy, ale to nie zmienia faktu, że nadal kłują one nasze uszy odpowiednim poziomem emocji, melodyjności i sporej przebojowości. Mamy zatem na tym krążku ckliwe balladki, mamy też pop-rockowe szybsze numery. Są wycieczki w stronę melodyjnego pompatycznego rocka w stylu wczesnych lat 80., są też ukłony w stronę prog rocka, ale są też elementy bardziej popowe. Są na tej płycie nowe bardzo udane piosenki, jest też ciekawostka w postaci nagranego na nowo utworu „Fortune Teller”, który pierwotnie ukazał się w 1988r. na solowej płycie Cannaty „Images Of Forever”. Wychodzi na to, że stare, ale jare patenty sprawdzają się również w dzisiejszych trudnych czasach.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok