Najnowsze wydawnictwo grupy Saxon nie jest premierowym albumem, lecz składanką. Nie jest to jednak zwyczajny album kompilacyjny. Zawiera on 14 największych przebojów zespołu, ale w mocno zmienionych aranżacjach.
Zgodnie z tytułem płyty niektóre utwory ubrane są w orkiestrowe aranże, które momentami brzmią ciekawie, ale nie brakuje też takich, które drażnią uszy słuchacza ze względu na radykalne zaburzanie oryginalnego klimatu utworu. Takie zjawisko ma miejsce chociażby w wielkim przeboju „Crusader”. Pomysł z wykorzystaniem orkiestrowych aranżacji nie należy niestety do zbyt oryginalnych. Wiele innych zespołów już wcześniej kombinowało z wydawnictwami symfonicznymi, jednak historia pokazuje, że odbywało się to z różnym skutkiem. W tym przypadku efekt końcowy jest raczej przeciętny. Momentami smyczki za bardzo przebijają brzmienie rockowych instrumentów, zaś kiedy indziej są za bardzo schowane w tle. Zdarza się też, że zespół idzie swoją drogą, a orkiestra swoją, lecz na szczęście tych przypadków braku zgrania muzyków nie ma na albumie zbyt wiele. Odnoszę jednak wrażenie, że im dłużej wsłuchujemy się w płytę, tym bardziej obecność orkiestry zaczyna irytować.
Część kompozycji zamieszczonych na tym albumie to remiksy i nowe aranżacje. Również i one nie zaskakują słuchacza niczym nowatorskim. Pod koniec płyty można znaleźć kilka akustycznych utworów, ale… jak na mój gust brzmią one bardzo dziwacznie. Niektóre z nich mają dość osobliwy mastering, co ponownie może irytować odbiorcę. Generalnie wersje te wydają się być za bardzo rozciągnięte w czasie i wydają się odarte z osobliwego uroku oryginałów, przez co trudno oprzeć się wrażeniu znużenia podczas słuchania. Niekiedy poprzez mocno zmienione aranże zespół osiąga niezamierzony karykaturalny efekt. Na przykład akustyczna wersja „Requiem” kojarzy się z brzmieniem charakterystycznym dla grupy U2 z końca lat 80. Biff Byford za bardzo próbuje w niej udawać Bono, a ściślej jego wokalny styl ekspresji znany z albumu „The Joshua Tree”. Kończący płytę utwór „Coming Home” też może kojarzyć się z U2 – tym razem z innym utworem „Silver and Gold”.
Ogólnie rzecz biorąc, pomysł na wydanie takiego albumu uważam trochę za niepotrzebne drenowanie kieszeni fanów. Już na wcześniejszym albumie grupy pt. „Sacrifice” znalazły się pojedyncze kompozycje w wersjach orkiestrowych oraz akustycznych. Tu mamy je zebrane w bardziej obszerną całość, podobno w odpowiedzi na rzekomo pozytywne reakcje fanów na bonusowy krążek do poprzedniego wydawnictwa.
Wersja digipack albumu „Unplugged And Strung Up” zawiera dodatkowy krążek – wydaną 11 lat wcześniej składankę „Heavy Metal Thunder”. Ten dodatkowy krążek stanowi znakomite uzupełnienie całości. Dla większości słuchaczy może stanowić muzyczne kompendium wiedzy o twórczości grupy Saxon i paradoksalnie może cieszyć się znacznie większą popularnością, niż podstawowy krążek tego wydawnictwa.