Najpierw kilka zdań przypomnienia. Zespół Carptree to właściwie duet kompozytorski Carl Westholm (k) – Niclas Flinck (v), wspomagany muzycznie przez „No Future Orchestrę” oraz kameralny Trollhattan Choir. „Insekt” jest czwartym, po „Carptree” (2001), „Superhero” (2003) i „Man Made Machine” (2005), albumem zawierającym bardzo ciekawie podaną muzykę o bogatej, często wręcz barokowej aranżacji. Brzmienie Carptree jest stosunkowo łatwo rozpoznawalne i ktokolwiek, kto chociaż raz zetknął się z muzyką tej grupy nie będzie miał żadnego problemu z odgadnięciem, że słucha akurat nowej muzyki tego duetu. Dzięki podpisanemu przed kilkoma laty kontraktu z wytwórnią Inside Out szyld zespołu Carptree wyszedł poza kręgi anonimowości i z pewnością przyczyniło to się do gwałtownego wzrostu popularności duetu. Dzięki nowej płycie ma on sporą szansę, by jeszcze bardziej ją teraz zdyskontować. Jak zatem najlepiej zachęcić do sięgnięcia po album „Insect” zarówno słuchaczy znających już wcześniejsze płyty Carptree, jak i tych, dla których będzie to pierwszy kontakt z muzyką tego zespołu?
Słuchaczom, którzy już kiedyś zetknęli się z twórczością Carptree powiem, ze nowy album nie ustępuje wysokim standardom wyznaczonym przez poprzednie produkcje zespołu. Piękne, bogate i pełne brzmienie, charakterystyczny wokal Flincka, jego ciekawy fishowo-gabrielowski sposób muzycznej interpretacji, świetne melodie i niesamowity, lekko tajemniczy nastrój całej płyty – te elementy są nadal wszechobecne w muzyce zespołu. Panowie Westholm i Flinck ani przez moment nie obniżają lotów, cały czas grają muzykę pełną pasji i art rockowego zacięcia. I wciąż pełna jest ona wysmakowanych aranżacji, bogatego i przestrzennego brzmienia oraz niezwykłego emocjonalnego rozmachu.
A co mam do powiedzenia słuchaczom, którzy muzyki Carptree jeszcze w ogóle nie znają? Powiem im, żeby czym prędzej zaopatrzyli się w najnowszy album zespołu, gdyż znajdą na nim mnóstwo niezwykle odżywczo brzmiących elementów wpuszczających świeże powietrze w ramy współczesnego prog rocka. Znajdą na nim mnóstwo wspaniale brzmiącej muzyki, mnóstwo rewelacyjnych utworów (wyróżniłbym przede wszystkim prawdziwe magnum opus całej płyty w postaci „Evening Sadness”, otwierający płytę „Taxonomic Days”, wyciszony „Stressless”, niepokojący „Pressure”, wzbogacony zapierającymi dech w piersiach partiami chóru oraz swoją niezwykle gęstą atmosferą „The Secret”, balladowy „Sliding Down A Slippery Slope”, czy rozedrgany i niespokojny, ale jakże piękny „Mashed Potato Mountain Man” – wszak te 7 utworów to prawie cała płyta!!!), znajdą wreszcie gęsty od emocji, a przy tym zaskakująco spójny klimat całej płyty. Płyty, która pomimo tylu pięknych indywidualnych utworów, najlepiej smakuje w całości. Znajdą też porcję tworzących jedną zamkniętą całość tekstów idealnie pasujących do muzyki. Tekstów, których autorem jest sam Flinck, a inspirowane są one książką Roberta Heinleina pt. „Dużo czasu na miłość”, w której mowa o pochwale ludzkiego umysłu, o człowieczeństwie, o uniwersalizmie i wszechstronności homo sapiens. Wąską specjalizację Heinlein pozostawia organizmom na niższym szczeblu rozwoju, np. tytułowym owadom.
Panowie Westholm i Flinik pokazali na swojej nowej płycie, do czego zdolny jest ludzki umysł obdarzony talentem, wiedzą, darem, prawdziwym muzycznym kunsztem. Stworzyli bowiem absolutnie piękną muzykę, skomponowali przebogatą paletę magicznych dźwięków, które dzięki albumowi „Insekt" będą mogły teraz podziwiać tysiące sympatyków muzyki przez duże M. Z pewnością nie zawiodą się, bo po kilku przesłuchaniach wiem już na pewno, że w przypadku „Insekt” mamy do czynienia z płytą wybitną, dosłownie porażającą, w pozytywnym rozumieniu tego słowa, swoją niesamowitą i niepowtarzalną atmosferą.