Zespół Touchstone gra w składzie: Kim Seviour (śpiew), Adam Hodgson (gitara prowadząca), Rob Cottingham (instrumenty klawiszowe i śpiew), Andre Paul Moorghen (gitara basowa) i Henry Rogers (perkusja). Znamy ich doskonale, bowiem na naszym portalu śledzimy i przedstawiamy ich losy od samego początku działalności. Po serii EP-ek i albumów, których recenzje można znaleźć w dziale z recenzjami, tym razem Touchstone przedstawia nam swój kolejny krążek zatytułowany „Oceans Of Time”. Kapela przygotowała dla swoich fanów trzecią pełnowymiarową część swojej płytowej machiny i jak zwykle w jej przypadku, poprzeczka została postawiona wysoko. Dobrze to rokuje, bo zespół z płyty na płytę rozwija się w dobrym kierunku...
Krążek zawiera jedenaście kompozycji i bez bicia mogę powiedzieć, że to jest naprawdę bardzo udany album. Przede wszystkim muzyka jest tak osadzona, że wgniata mocno w fotel, każda partia sekcji jest świetnie zaaranżowana, słychać każdy, pięknie brzmiący instrument, a werbel i klawisze po prostu rozwalają. Każdy harmoniczny takt, przyśpieszona perkusja, poruszenie z wolnego w umiarkowany rytm i nabrzmiewanie instrumentarium do tzw. czadu - po prostu super! Utwór oznaczony jedynką, „Flux”, naszpikowany jest elementami klasyki heavy metalu, a kompozycja nr 8, „Solace 2013”, zaczyna się intrygująco zmodulowanym syntezatorowym wokalem i kotłami, że już jest cudnie, a potem następuje wokalne uspokojenie Kim i… naprzód! Świetny numer. Generalnie każdy utwór odsłania jakby całość układanki i pewnej dalszej części czegoś, co już słyszeliśmy lub słyszeć chcemy. Ale to nie przeszkadza. Touchstone nie chce burzyć schematów, nie przełamuje barier, nie sili się na superoryginalność i nie chce wynajdować prochu. Tego nie potrzeba. Grupa po prostu gra swoje i robi to naprawdę w niezłym stylu.
Podsumowując wydawnictwo „Oceans Of Time”, to jest ono po prostu udane, wszystko jest w nim na swoim miejscu i w określonych proporcjach. Nie mam żadnych uwag do tego albumu, no może oprócz jednej - że jest za krótki. Trwa „tylko” około godziny, a mógłby trochę dłużej. Mocno polecam wysłuchanie najnowszej produkcji kapeli Touchstone z nadzieją, że uda się kiedyś zobaczyć ten zespół na żywo. Ciężkie brzmienie, zwiewna melodyka, świetny aranż, piękne przestrzenie wypełnione klawiszami i wokalami, bardzo interesująca rytmika, przebojowość - czegóż chcieć więcej? Na pewno będziemy w Małym Leksykonie nadal śledzić dalsze losy tej wielce interesującej grupy!