Na czele grupy Synaesthesia stoi ledwie 20-letni Adam Warne, którego talent dostrzeżony został przez Michaela Holmesa z grupy IQ. Starszy kolega nie dość, że artystycznie zaopiekował się niedoświadczonym zespołem, to doprowadził do podpisania kontraktu ze swoją macierzystą wytwórnią GEP, a także wyprodukował materiał, który w pierwszych dniach tego roku opublikowany został na debiutanckiej płycie Synaesthesii.
Niech więc nikogo nie zdziwią stylistyczne konotacje muzyki grupy Synaesthesia z IQ. Podobieństwa są duże. Głównie za sprawą wszechobecnych i charakterystycznie brzmiących syntezatorów oraz efektownych partii gitar. Ale nie tylko wpływów IQ można doszukać się słuchając tego albumu. Synaesthesia pozostaje pod wyraźnym wpływem grup pokroju Frost*, DeeExpus, It Bites, a także – w pewnym stopniu – Muse.
Program albumu wypełnia 7 utworów utrzymanych w typowym neoprogresywnym stylu. Pierwsze z nich to 22-minutowa wieloczęściowa kompozycja „Time, Tension & Intervension”, która jest kwintesencją stylu zespołu. To rzecz o sporym potencjale, przesycona ścianą syntezatorowych dźwięków, licznymi melodyjnie brzmiącymi solówkami gitar oraz ładnymi harmonicznymi liniami melodycznymi zaśpiewanymi ciepłym głosem przez Warne’a. Ten rozbudowany utwór to prawdziwa „Synaesthesia w pigułce”, gdyż zawiera w sobie wszystkie charakterystyczne elementy dla stylu tego zespołu. A zarazem jest to chyba najlepszy fragment debiutanckiego albumu tej młodej brytyjskiej grupy. Do pewnego stopnia dorównuje mu umieszczona na zakończenie kompozycja „Life’s What You Make Of It” ze swoim patetycznym refrenem i potężnym elektroniczno-syntezatorowym brzmieniem.
Reszta niestety nie dorównuje tym dwóm utworom, co sprawia, że debiut Synaesthesii, jako całość, nie zachwyca. Chwilami nawet może spowodować ziewanie u co mniej cierpliwych słuchaczy. Niemniej, biorąc poprawkę na to, że to dopiero pierwsze dzieło młodych Brytyjczyków oraz że na debiutanckich płytach zawsze warto zostawić ich twórcom margines błędu, uważam, iż warto przyjrzeć się bliżej Synaesthesii i dobrze poznać ten album. Słowa te kieruję szczególnie do miłośników klasycznych neoprogresywnych brzmień. Odradzam za to wydawnictwo tym słuchaczom, którzy neoprogres uważają za rzecz wtórną, nudną i uwstecznioną. Synaesthesia z całą pewnością przysporzy im mnóstwa argumentów i dowodów na „regresywność” swojej muzyki.
Pomimo pewnych braków i niedociągnięć oraz, umówmy się, nie tylko dźwięków najwyższej próby, z którymi mamy do czynienia na tym krążku, osobiście uważam, że w przyszłości jeszcze nie raz o tym zespole usłyszymy. I to dobrego!