Jeffa Greena pamiętamy z wydanego przed pięcioma laty albumu „Jessica” poświęconego jego zmarłej córce. Tym razem na wydanym przed kilkoma dniami krążku „Elder Creek” ponownie sięga on do tematów rodzinnych. Swoją nową płytę poświęcił zmarłej kilkanaście lat temu babce, Coralie Olney Green, która przez ostatnie lata życia zmagała się z chorobą Alzheimera. Być może ten nowy koncept Greena jest próbą wewnętrznego oczyszczenia, gdyż w dzieciństwie babcia Jeffa wywarła na niego spory wpływ; to ona zabierała go na lekcje muzyki, to ona kształtowała jego osobowość, opowiadała historie, które miały potem wpływ na jego dorosłe życie („Elder Creek” to rodzinna miejscowość Greena, w słonecznej Kalifornii z malowniczą rzeką, która jest synonimem historii o drewnianym statku, który miał być wpuszczony z wiadomością spisaną na skrawku papieru na jej głębokie wody). Jeff w 1986 roku przeniósł się z Północnej Kalifornii na Wyspy Brytyjskie i informacje o postępującej chorobie babki docierały do niego za pośrednictwem ojca, Toma Greena, który notabene jest współautorem tekstów na albumie „Elder Creek”. O całym koncepcie, o wspomnieniach z dzieciństwa oraz o dramatycznych skutkach choroby można dowiedzieć się z zamieszczonych wewnątrz książeczki esejach autorstwa zarówno Jeffa, jak i Toma. Wynika z nich, że nasz bohater to człowiek bardzo wrażliwy i podchodzący do życia i spraw rodzinnych w sposób empatyczny i emocjonalny. Znalazło to odzwierciedlenie na płycie, którą właśnie przedstawia teraz światu. Płycie, która z literackiego punktu widzenia stawia sprawę w taki oto sposób: jeżeli życie pojedynczego człowieka, a także całych społeczeństw, składa się ze wspomnień o minionych pokoleniach i jeżeli wspomnienia te determinują to kim jesteśmy, to kim będziemy naprawdę, kiedy tych wspomnień zabraknie?...
Grając na gitarach, mandolinie i syntezatorach (a także śpiewając główne linie melodyczne) Jeff zaprosił do realizacji swojego albumu grono znanych i popularnych w świecie progresywnego rocka artystów. Na płycie „Elder Creek” słyszymy m.in. znanego z grupy Pallas keyboardzistę Mike’a Stobbiego, byłego wokalistę tego zespołu, Alana Reeda (śpiewa w najdłuższym na płycie utworze pt. „Along Time From Now”), byłego frontmana Big Big Train, Seana Filkinsa (śpiewa w nagraniu tytułowym), znanego ze współpracy z Keithem Emersonem oraz duetem Icon perkusistę Pete’a Rileya oraz gitarzystę Phila Hiborne’a, który nie dość, że na codzień jest jednym z redaktorów brytyjskiego Guitar Magazine, to miał okazję nagrywać wspólnie z Brianem Mayem, Glenem Hughesem, Keithem Emersonem i Stevem Vai. Tak starannie dobrane grono muzyków pomogło Greenowi w pracy nad jego nowym albumem i trzeba przyznać, że przyczyniło się do – nie bójmy się tego określenia – dużego sukcesu artystycznego tego wydawnictwa.
Bo „Elder Creek” to album przemyślany, dopracowany w szczegółach, zawierający ciekawą muzykę i do tego świetnie wykonany. To album nietuzinkowy, prowokujący do myślenia, do refleksji nad sensem życia oraz wypełniony finezyjnie podaną muzyką. Album, którego słucha się z prawdziwą przyjemnością, a godzina z nim spędzona (dokładnie to 58 minut i 44 sekundy) upływa bardzo szybko i niepostrzeżenie. I z reguły kończy się tym, że od razu chce się wracać do początku tej muzycznej opowieści.
Dobrze się słucha tej płyty. I to zarówno dynamicznego openera („Theseus Falls”), jak i przebojowego utworu tytułowego, jak i akustycznej (głos, gitara akustyczna i delikatne dźwięki fotepianu) ballady „Loops And Threads”, jak i epickiego, wieloczęściowego (i niestety sprawiającego przy tym wrażenie jakby pozszywanego z kilku fragmentów), trwającego 20 minut „A Long Time From Now”, jak i instrumentalnego „Point Blue Light” czy też chyba najbardziej przejmującego w tym zestawie, mocno chwytającego za serce „Gordian Knot”…
www.festival-music.co.uk