O Joe Bonamassie napisałem już wiele słów na łamach Małego Leksykonu Wielkich Zespołów, nie będę więc rozpisywał się o jego twórczości. Pod koniec października 2013 roku pojawiło się kolejne, poczwórne wydawnictwo DVD zatytułowane „Tour De Force - Live In London. Tak spory materiał, którym kusi nas Joe Bonamassa zawiera nagrania live zarejestrowane w różnych salach koncertowych Londynu.
Ja postanowiłem skupić się na wieczorze z muzyką akustyczną. Oczywiście warto sięgnąć po wszystkie cztery krążki, aby w pełni docenić wszystkie walory wokalno-instrumentalne, bo każdy koncert ma swój odmienny styl. Wracając do filmu związanego z Royal Albert Hall, bo właśnie z tej sali pochodzi DVD, które oglądałem, to zawiera on zapis ponad 20 utworów. Rozpoczynając oglądanie tego materiału początkowo przemieszczamy się przez Londyn, aż docieramy do miejsca występu. Na scenę wchodzi Joe Bonamassa i gra na akustycznej gitarze, a my słuchamy „Palm Trees, Helicopters And Gasoline”. W tym czasie dołączają do niego kolejni muzycy, których mogliśmy oglądać podczas zeszłorocznego koncertu w Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu, jak również w Wiedeńskiej Operze. Przy tak pięknym zestawie instrumentów wykonano kolejny utwór pt. „Jelly Roll”. Po nim Bonamassa przedstawił swoich kolegów z zespołu. Artysta zmienia gitary i odgrywa następne kawałki: „Black Lung Heartache”, „Around The Band” i „Jockey Full Of Bourbon”. Brzmienie niezwykłych instrumentów i pomysłowość perkusisty tworzą miłe dla ucha i oka brzmienie. Myślę, że folkowy wizerunek Bonamassy, jak również odpowiednio dobrana aranżacja nadają tym znanym kompozycjom nowego, bardzo wysublimowanego smaku. Przy „From The Valley”, jak i innych nagraniach obserwuję, jak Joe po mistrzowsku przesuwa swoje palce po strunach gitary i uwalnia z nich delikatne dźwięki. Zapewne nie bez znaczenia i wpływu na tak wykonany set jest udział towarzyszących instrumentalistów grających na mniej popularnych instrumentach, które mają niepowtarzalne brzmienie, tworząc jednocześnie wspaniałą atmosferę.
Po krótkiej przerwie wykorzystanej na zainstalowanie nowego instrumentarium na scenie ponownie pojawia się Joe, odgrywając kilka riffów, którym towarzyszą dynamiczne uderzenia w perkusję Bergmana. Rozpoczynają od „Slow Train”, a następnie muzycy mijają kolejną stację w postaci „Last Kiss” (z albumu „The Ballad Of The John Henry”). Gitara, organy i delikatne brzmienie perkusji wyciszają ten utwór w końcówce. Z albumu „Dust Bowl” (2011) artysta wykonuje tytułowe nagranie. Kolejną kompozycję pt. „Midnight Blues”, wykonaną w przepięknie stosownym klimacie, dedykuje Gary’emu Moore’owi, odgrywając prawie trzyminutową solówkę. To było bardzo wzruszające. Potem za perkusją zasiada Anton Fig i muzycy grają „Who’s Been Talking”. W „Happier Times” ładnie kołysze nas bas, a w „Driving Towards The Daylight” Bonamassę wspomaga wokalnie Doug Henthorn. Następnie efektownie brzmi „The Ballad Of John Henry” poprzez popis na organach Hammonda wykonany z klasą, w hard rockowym klimacie przez Arlana Schierbauma. Bonamassa demonstruje też swoje umiejętności w ostrzejszych gitarowych zagrywkach. Instrumentalne „Django” (tylko dźwięki gitary i klawiszy) koją nasze uszy i głaszczą miło naszą duszę. Porywający jest też utwór „Mountain Time”, który powoduje podniesienie się widzów z miejsc, po nim zagrano „Sloe Gin”. Ostatnie nagranie, którym kończy się ponad dwugodzinne spotkanie z twórczością Bonamassy, to znany klasyk z repertuaru ZZ Top - „Just Got Paid” - pochodzący z albumu „Rio Grande Mud” (1972). W tej interpretacji emanuje on niezłym gitarowym czadem i odpowiednim popisem perkusyjnym. Głębokie ukłony należą się całemu, dziesięcioosobowemu składowi zespołu. Dodam jeszcze, że w zestawie jest drugi krążek zawierający materiał bonusowy, a na nim między innymi budowanie sceny, migawki z prób, zdjęcia i wypowiedzi muzyków.
Tym, którzy lubią kameralny i klubowy klimat polecam koncert z Bourderline, gdzie gra power trio: Bonamassa, Fig i Rhodes. Każdy występ jest specyficzny, więc może warto z czasem sięgnąć po DVD nagrane w innej sali czy klubie, ukazujące Bonamassę i kolegów z zespołu w przeróżnej konfiguracji i brzmieniu. Zapewne, jeśli ukazały się wszystkie cztery koncerty z Londynu, to na pewno nie po to, by sięgnąć do kieszeni fanów, lecz by każdy wybrał sobie do oglądania koncert według swego uznania.