Młodszym adeptom progresywnego rocka nazwa Puppet Show pewnie niewiele mówi. Ale warto wiedzieć, że ten amerykański zespół rozpoczął swoją działalność w połowie lat 90-tych, w 1997 roku zadebiutował albumem pt „Traumatized”, występował na licznych prog rockowych festiwalach, a w północnej Kalifornii, skąd pochodzi, zyskał sobie swego czasu miano zespołu nieomal kultowego. Z różnych, głównie pozamuzycznych, przyczyn Puppet Show zawiesił swoją działalność w 2000 roku i słuch o zespole pewnie już na zawsze by zaginął, gdyby nie chęć powrotu do czynnego życia muzycznego podkreślona wydanym w tych dniach nowym albumem zatytułowanym „The Tale Of Woe”. Do jego realizacji zespół zatrudnił bardzo znanych producentów. Odpowiednio za finalny miks i mastering odpowiedzialni są panowie Terry Brown (m.in. Rush, IQ, Fates Warning) oraz Peter J. Moore (Cowboy Junkies, The Band, Crash Test Dummies). Już sama ich obecność powinna być gwarantem wysokiego poziomu realizacyjnego płyty „The Tale Of Woe”. I tak w istocie jest. Brzmienie grupy jest krystalicznie czyste. Wręcz wysublimowane. Stylistycznie zaś Puppet Show umiejscawia się blisko klasycznych rozbudowanych brzmień z lat 70-tych opartych na solidnych partiach organów Hammonda, soczystych gitarach oraz doskonale funkcjonującej sekcji rytmicznej o lekko jazz rockowym zabarwieniu. Zespół Puppet Show nawiązuje do dokonań Gentle Giant, Franka Zappy oraz amerykańskiej szkoły prog rocka spod znaku takich wykonawców, jak Now czy Pentwater i w ogóle gra jakby chciał oddać hołd dorobkowi wczesnej epoki symfonicznego rocka. W muzyce Puppet Show nie ma miejsca na popisowe solówki grane pod publiczkę, czy niepotrzebne indywidualne popisy instrumentalistów. Każdy dźwięk jest wycyzelowany, zagrany we właściwy sposób i we właściwym momencie. Na podkreślenie zasługuje też obdarzony ciekawym głosem wokalista Sean Frazier. Barwa jego głosu oraz sposób ekspresji upodabnia go chwilami do Bernardo Lanzettiego (kiedyś w PFM, teraz w Mangala Vallis) oraz do Simone’a Rossetiego (The Watch). Dobrze się słucha jego śpiewu. Tak jak i dobrze słucha się gry całego zespołu, który na trwającej równe 60 minut płycie zamieścił zaledwie 6 utworów. Dwa najkrótsze (trwające po 4 minuty z sekundami) mają charakter żartów muzycznych. W „Harold Cain” zespół bawi się słowem (niesamowicie surrealistyczny i zabawny tekst), a w „God’s Angry Man” – dźwiękami, czyniąc z tego nagrania nieokrzesany jazz rockowy eksperyment brzmieniowy. Najciekawiej na płycie „The Tale Of Woe” robi się jednak, gdy zespół produkuje się w długich i pełnych zmian tempa kompozycjach: „Seasons”, „The Seven Gentle Spirits”, „On Second Thought” a zwłaszcza w blisko 17-minutowej suicie „The Past Has Just Begun”.
Muzyka na nowym albumie grupy Puppet Show pełna jest bezkompromisowych pomysłów muzycznych i oszczędnego, rzekłbym „matematycznie” precyzyjnego podejścia do ich realizacji. Dobra i solidna to płyta, wypełniona ładnymi dźwiękami za pomocą, których zespół umiejętnie kreuje dostojną atmosferę niezapomnianych lat 70-tych. Naprawdę polecam!