California Breed - California Breed

Andrzej Barwicki

ImageCalifornia Breed jest projektem, który powstał po rozpadzie Black Country Communion spowodowanym konfliktem Glenna Hughesa z Joe Bonamassą. Hughes i Jason Bonham postanowili współpracować razem pod nowym szyldem. Ta dwójka muzyków w przeszłości miała okazję grać u boku największych gigantów gitary, takich jak Ritchie Blackmore, Tony Iommi czy Jimmy Page. Po odejściu z BCC dokooptowali do swojego składu gitarzystę w osobie młodego, bo zaledwie 23-letniego Andrew Watta. To nowe trio wspólnie przystąpiło do pracy nad materiałem, który znajdzie się na ich debiutanckim krążku. Miałem przyjemność zapoznać się przedpremierowo z 12 kompozycjami zamieszczonymi na tym wydawnictwie (w wersji Deluxe Edition, dostępnej tylko na rynku japońskim, są jeszcze dwa bonusowe utwory - „Solo” i „Breath” (Acoustic)).  Płyta będzie dostępna od połowy maja w Europie i USA dzięki Frontiers Records, a od 30 kwietnia w Japonii za sprawą Ward Records.

To tyle tytułem wstępu, czas napisać parę zdań o samej muzyce. Pierwszy utwór, „The Way”, odsłania przed nami dynamiczne uderzenie, pełne melodii i wpadających w ucho wokali, a także ciężkich gitarowych zagrywek z dodatkiem hardrockowej tradycyjnej nutki. Kolejne nagranie – „Sweet Tea” - jest już znane, gdyż zostało wybrane na singiel promujący to nowe wydawnictwo. California Breed prezentuje nam nowe spojrzenie na kreowanie swego twórczego wizerunku, któremu młodość dodała skrzydeł. Bardzo wyraźnie słychać to w „Chemical Rain” i „Midnight Oil” - z końcówką należącą do Bonhama. W balladowo-rockowym klimacie utrzymany jest kawałek „All Falls Down”, gdzie słyszymy piękne partie gitary. W kolejnych: „The Grey”, „Days They Come” i „Spit You Out” trochę przyspieszyli tempo, a my podekscytowani tymi dźwiękami chłoniemy ich każdy riff, uderzenie perkusji czy brzmienie wokalu. Panowie stworzyli bardzo elektryzujące trio, które potrafi w swych nagraniach zawrzeć kawał przeróżnych melodii i nadać im odpowiedniego, ściskającego duszę uroczego brzmienia.

Myślę, że tak zrealizowany debiut grupy California Breed przysporzy jej wielu fanów, a nagrania zaprezentowane na debiutanckim albumie staną się jej muzyczną wizytówką. Jestem pełen podziwu dla Hughesa, szczególnie dla jego wokalu, który przez lata nie stracił nic ze swej oryginalności i wciąż znakomicie wpasowuje się w realizowaną muzykę. Cały album to kipiąca od samego początku do końca mieszanka energicznych rockowych stylów, w których muzycy w niezwykły sposób odnaleźli swą muzyczną drogę. Ważna również w tej branży jest chęć kontynuowania swojej kariery, pomimo niepowodzeń, jakie dotknęły poprzedni band Glenna Hughesa. Imponująca jest jego siła i upór w dążeniu do zrealizowania kolejnego projektu, co nas, miłośników takiej muzyki, bardzo cieszy.

California Breed - warto zapamiętać tę nazwę. To dobry, rzetelnie grający hardrockowy band. Ale nie mogło być inaczej, skoro muzycy umiejętnie łączą historię z nowoczesnością, może nie epokową, ale zawsze prawdziwą, wydostająca się spontanicznie z wrodzonego talentu. Każdy z członków tego zespołu ma niezwykłą umiejętność w kreowaniu spójnej całości, w efekcie czego otrzymujemy równy i dopracowany materiał cieszący nasze uszy. Mam nadzieję, że ta kolejna współpraca zaowocuje następnymi płytami, jak również koncertami, oby także w Polsce.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!