Pinkroom - Unloved Toy

Andrzej Barwicki

ImageJuż trochę czasu upłynęło od wydania debiutanckiej płyty zespołu Pinkroom pt. „Psychosolstice”, która ukazała się w 2009 roku i chyba już powoli zapominaliśmy o tej formacji. Teraz przypomina się ona fanom, o czym możemy się przekonać sięgając po najnowszy album zatytułowany „Unloved Toy”. Co tym razem przygotowali dla słuchaczy wyczekujących na nowe muzyczne propozycje panowie Mariusz Boniecki (gitara, śpiew) Marcin Kledzik (perkusja), Grzegorz Korybalski (bas) i Karol Szolz (gitara)?

Krążek rozpoczyna się bardzo ciekawie utworem „Blow”, z długim wstępem, po czym rozwijające się dźwięki ostrzejszych gitar milkną i dosięga nas wokalna harmonia, by ponownie zburzyć misternie budujący się nastrój. Czas, który minął od wydania ostatniej płyty zespół dobrze wykorzystał na przygotowanie nowych kompozycji, ich dopracowanie i stworzenie własnego rozpoznawalnego brzmienia, zyskując przez to solidne, a tym samym intrygujące melodie w postaci „Tides In Eye” i „I Confess”. Dźwiękowo dużo dzieje się w każdym nagraniu, co pozytywnie zaskakuje słuchacza. Chwilami nasuwa się pytanie: na jakich artystach wzorowali się muzycy kapeli przygotowując to wydawnictwo? Bowiem wypełnione jest ono różnym temperamentem instrumentalnym i mocnym eksperymentalnym graniem zmieniającym się w akustyczne momenty, jak np. w utworze „Seven Levels”. Do tych artystycznych dokonań przyczynili się również zaproszeni goście, potęgując wyjątkowość i finalny produkt, którego słuchamy nie tylko w utworze „Moodrom v.3”, ale również na całym albumie. Trudno jest za pierwszym przesłuchaniem ogarnąć mnogość pomysłów kompozytorskich w wykonaniu bydgoskiej formacji. Jej muzyka ewoluuje nieustanie podczas każdego odtworzenia, pozwala odkrywać gęstość brzmienia i ukryty w nim instrumentalny kunszt każdego z muzyków.

Żaden młody zespół z polskiej sceny progresywnej, które znam, nie nagrał tak odjazdowej i pełnej wyluzowanych pomysłów oraz tak ciekawego podejścia do rozwijających się w zaskakujący sposób nagrań. Nie ma sensu wymieniać w kolejności pozostałych utworów. Niech ta intuicyjna twórczość w swej nieprzewidzialności ogarnie nas tak kreowanym wizerunkiem nowego albumu Pinkroom. Po kilkurazowym odsłuchaniu „Unloved Toy” późną nocą w ogóle nie czułem zmęczenia, co więcej, uważam, że warto było czekać na tan krążek. Zasługuje on na wysoką ocenę, co nie często się zdarza w przypadku rodzimych artystów. Zespół Pinkroom powinien pomyśleć o wydaniu tego albumu na winylu, by ta muzyka nabrała innego wyrazu, a jestem pewien, że znalazłoby się sporo chętnych do jego zakupu, jak również byłaby to  jego doskonała promocja za granicą.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!