Chciałbym słuchaczom MLWZ zwrócić uwagę na francuski zespół działający na początku lat 70. Właściwie to nagrali oni tylko jeden album. Wcześniej, jej założyciel Jean Piere Alarcen wraz z Christianem Clairefondem, Henri Garelleą i Michaelem Jullienem grał w zespole Eden Rose nagrywając płytę „On The Way To Eden” (1970). Niestety nie odnieśli sukcesu, dlatego postanowili podjąć jeszcze jedną próbę i tak w roku 1971 utworzyli grupę Sandrose, uzupełniając skład o wokalistkę, Rose Podwojny.
Pomimo upływu tylu lat te klasyczne kompozycje zamieszczone na albumie „Sandrose” powinny spodobać się młodszym słuchaczom, bowiem wrażliwość twórcza muzyków, ich kreatywność, imponująca jak na tamte czasy, i możliwości studyjne, z których powstawały tak wspaniałe kompozycje, musi budzić podziw. Nagranie „Vision”, otwierające album, rozpoczyna akustyczna gitara, do której po kilkudziesięciu sekundach dołącza perkusja, organy oraz wokal. Zmienne tempo i gitara elektryczna przyciągają naszą uwagę. W kompozycji „Never Good At Sayin’ Good-Bye” mamy umiejętnie stworzony klimat, a nastrój, interpretacja wokalna i brzmienie instrumentów misternie otulają nas magią dźwięków. Najdłuższe, bo ponad jedenastominutowe nagranie pt. „Underground Session (Chorea)”, charakteryzuje się rozbudowanymi partiami klawiszy i gitary, które tworzą progresywną suitę w otoczeniu sekcji rytmicznej i chóru. To utwór pełen znakomitych improwizacji, a momentami stonowane dźwięki nabierają temperamentu i fantazji. Po takiej dawce instrumentalnego grania mamy kolejne utwory w postaci „Old Doom Is Dead” i „To Take Him Away”, w których powraca wokalna harmonia i piękna, fascynująca melodia. W nagraniach w wykonaniu Sandrose dominują niezwykle spójne dialogi poszczególnych muzyków, które potęgują i wzruszają odbiór realizowanej tak monumentalnie kompozycji. Zespół do ostatniej minuty potrafi trzymać wysoki poziom, czy to w utworze „Summer Is Yonder”, czy też w instrumentalnym „Metakara”.
Warto przenieś się w czasie za sprawą tak sentymentalnych kompozycji, które tworzyli wtedy: Rose Podwojny (śpiew), Jean-Pierre Alarcen (gitara), Christian Clairefond (gitara basowa), Henri Garella (organy, melotron) i Michel Jullien (perkusja). Co sprawiło, że nie udało się im nagrać kolejnych płyt, tego nie wiem. Wiem jedynie, że pod koniec lat 70. ukazały się solowe wydawnictwa solowe Jean-Pierre Alarcena, a wokalistka Rose Podwojny (właściwe Rose Laurens) nagrywała jeszcze w latach 1980-2001, ale już zupełnie inną muzykę.