Renomowana brytyjska wytwórnia płytowa Festival Music postawiła na Małego Giganta. Tak właśnie nazywa się debiutujący holenderski zespół działający pod kierunkiem… zaledwie 20-letniego Rinderta Lammersa. Coś musi być w tym chłopaku, skoro stoi on na czele grupy, której członkami są muzycy o sporym doświadczeniu. M.in. basista Harry den Hartog grał kiedyś (na omawianej przez nas płycie „Plastic Soup”) w grupie PBII. Oprócz niego skład Minor Giant tworzą: Roy Post (perkusja), Jordi Repkes (gitary), Jos Heijmans (organy Hammonda, melotron, syntezatory), a nasz młodzian, Rindert Lammers, gra na instrumentach klawiszowych i śpiewa. Jest on także autorem wszystkich tekstów i całej muzyki wypełniającej program płyty „On The Road”. Mało tego, za miks, nagranie oraz mastering całości odpowiedzialny jest nie kto inny, a Gerben Klazinga – muzyk związany z inną, bardziej znaną neoprogresywną formacją z Kraju Tulipanów, Knight Area. Kto jeszcze? W otwierającej całość rozbudowanej kompozycji tytułowej słyszymy głosy panów Seana Filkinsa (ex-Big Big Train), Alana Reeda (ex-Pallas) i Jema Godfreya (Frost*).
Nic dziwnego, że otoczony tak doborowym towarzystwem Lammers zdobył kontrakt w Festival Music i w tak młodym wieku ma możliwość zaprezentowania światu swoje pierwsze muzyczne dokonania. Co na pewno imponuje w muzyce jego zespołu, to artystyczna dojrzałość. Minor Giant gra ambitną, niełatwą odmianę progresywnego rocka, w której przeważają złożone brzmienia, nieoczywiste rozwiązania melodyczne, nietypowe metrum, rozbudowane kompozycje oraz vintage’owe klimaty budowane na bazie dźwięków instrumentów klawiszowych. Jeżeli chodzi o gitarowe „szaleństwa”, to nie jest ich na tym krążku zbyt wiele. Gitary zapadły mi w głowie tylko w dwóch utworach, a konkretnie w zakończeniach pierwszej i ostatniej kompozycji na płycie – „On The Road” i „The Last Road”. Nie dziwmy się, że tak właśnie jest, skoro w zespole jest dwóch keyboardzistów, a i producencka ręka lidera Knight Arei też pewnie przyczyniła się do tego, że w centrum uwagi cały czas znajdują się syntezatorowe brzmienia.
Lammers ma sporo niezłych, często zaskakujących pomysłów muzycznych, które przedstawia na płycie „On The Road” (m.in. jazzująca instrumentalna wstawka w „Dream With Eyes Wide Open”), ubiera je w bardziej („On The Road”, „Dream With Eyes Wide Open”, „The Last Road”) i mniej („Lead Me Home”, „Hand In Hand”, „We Are Strangers Here”) rozbudowane kompozycje, dysponuje miękkim głosem o dość przyjemnej barwie. Potrafi nim budować nastrój. Czego natomiast jeszcze nie potrafi, to odpowiednio stopniować napięcie i nieco bardziej zróżnicować, zdynamizować i urozmaicić swoje kompozycje. W trakcie słuchania albumu odnosi się nieodparte wrażenie, że gra wciąż jeden i ten sam utwór. Trochę brak tu dynamiki, brak żywszych fragmentów, brak zmian tempa i nastroju. W dodatku Lammers śpiewa jakby na jedną nutę i po pewnym czasie odnosi się wrażenie, że „On The Road”, choć obiektywnie rzecz ujmując nie jest złym albumem, to brzmi raczej jak jakieś niestrawne „ciepłe kluchy” aniżeli intrygujący materiał obiecującego zespołu.
Piszę to trochę z żalem, gdyż z każdym kolejnym przesłuchaniem odnoszę wrażenie graniczące z pewnością, że cechy muzyki grupy Minor Giant (do prawdziwych Gigantów jeszcze trochę jej brakuje), które przy pierwszym zetknięciu wydawały mi się pozytywami (spokojny, wyważony klimat, bogactwo syntezatorowego brzmienia, łagodny wokal), w miarę słuchania płyty przesuwają to wydawnictwo w stronę szemrzącej gdzieś w oddali „muzyki tła”. Nieprzeszkadzającej, to fakt. Ale nic ponad to. W dodatku nieinwazyjnej. A w przypadku progrockowych płyt to raczej wada, a nie zaleta.