Istnieje na świecie taka muzyka, która nigdy nie gości na listach przebojów, trudno znaleźć jej ślady w stacjach telewizyjnych, a dla wielkoformatowych gazet muzycznych nie jest ona tematem atrakcyjnym. Zdaniem mas ślepych i głuchych na prawdziwą sztukę, nie zasługują na uwagę ci, którym nie udało się umieścić swojej banalnej piosenki o niczym na tzw. playliście komercyjnych stacji radiowych, wspiąć na szczyty list przebojów czy osiągnąć wysokiej pozycji w rankingu sprzedaży. Od momentu kiedy przekonałem się, iż muzyka jest treścią mojego życia i bez niej moja egzystencja byłaby jedynie marnym jestestwem, doświadczam zgoła odmiennej prawdy. Wszystko to, na czym tak usilnie próbują skupić naszą uwagę media, jest niewarte funta kłaków. Ta głęboko ukryta muzyczna prawda, autentyczna i szczera artystyczna wypowiedź bez jakiegokolwiek szufladkowania, zaklęta jest w tysiącach płyt odkrytych na własną rękę bez udziału całego tego komercyjnego blichtru. Piszę o tym we wstępie dlatego, iż zespół będący bohaterem pozytywnym tego tekstu należy do ścisłego grona moich faworytów, a w szeroko pojętych muzycznych mediach właściwie nie istnieje, co czyni z niego zjawisko, które bez wahania określam jako kultowe. W mojej nomenklaturze określenie to odnosi się do artystów wyjątkowo niepopularnych w szeroko rozumianym show biznesie, ale swoją postawą będących w opozycji wobec pop kultury. Stanowią oni olbrzymią wartość samą w sobie, tworząc sztukę najwyższych lotów – odporną na trendy. Zawsze wydawało mi się słuszne pisanie o takich właśnie nietuzinkowych i ponadprzeciętnych zjawiskach muzycznych.
Formacja IQ jest koronnym przykładem na to, w jaki sposób można osiągnąć niewyobrażalny sukces komercyjny i uznanie melomanów, nie karmiąc swojego jestestwa złudnym blaskiem sławy. Historia tego zespołu obfitowała w różnego rodzaju zawiłości, wzloty i upadki, jednak ogromna pasja, miłość do muzyki, zespołowe zgodne określenie priorytetów, konsekwencja w podejmowanych działaniach i wyraźnie nakreślony artystyczny horyzont stawiają IQ w gronie artystów najwyższej próby. Trudno mi pozbierać myśli i okiełznać piętrzące się emocje, kiedy podchodzę do próby omówienia najnowszego dzieła IQ. Postaram się chociaż w znikomym stopniu przelać cząstkę emocji, jakie kłębią się we mnie, kiedy tylko pomyślę o tym rockowym arcydziele.
W roku 2014 otrzymaliśmy długo wyczekiwaną płytę „The Road Of Bones”. Album zaiste przepiękny w całej swojej postaci. Album, którego nie można zaprezentować ot tak i powiedzieć: mamy nowe IQ, świetna płyta. Słowo „świetna” w przypadku płyty IQ jest słowem marnym. Jest to dzieło o naprawdę olbrzymim ładunku emocjonalnym. Od samego początku płyty możemy poczuć, jak spływa na nas ta muzyka. Do składu powrócił stary basista, na instrumentach klawiszowych gra wierny fan zespołu i wszystko jest jak należy. Brzmi pięknie. Dla mnie jest to jedna z najlepszych płyt ostatnich 25 lat.
„The Road Of Bones” utrzymany jest w konwencji typowej dla IQ, czyli jest to concept album. Treścią tej płyty jest nieuchronnie zbliżający się kres naszej życiowej drogi oraz destrukcyjne działanie czasu wpływające na jej przebieg. Bardzo wymowna jest także okładka albumu, zwłaszcza jej rewers, obrazujący to, co stanie się z każdym z nas. Cała szata graficzna albumu zdradza mroczną treść, jaką niesie ze sobą muzyka.
Krążek otwiera kompozycja „From The Outside In” o bardzo podniosłym i tajemniczym charakterze. Bez wątpliwości mamy do czynienia ze stuprocentowym brzmieniem IQ. Następujący po tym utworze tytułowy „The Road Of Bones” swym tajemniczym odcieniem zasiewa ziarno niepokoju u słuchacza.
Kluczową kompozycją jest „Without Walls”, trwająca prawie 20 minut – najdłuższa i najbardziej obfitująca w dźwięki. Warto zwrócić uwagę na bardzo charakterystyczną rzecz, jeśli chodzi o suity w wykonaniu IQ. To samo można dostrzec na płycie „Dark Matter” w suicie „Harvester Of Souls”, na płycie „Subterranea” – cały ten album stanowi jedną wielką suitę. Zespół nie obraca się wokół jednego tematu, który skomponował i nie obudowuje go w niepotrzebne ozdobniki. Ta suita po prostu płynie, a tematy zmieniają się jak w kalejdoskopie. Nuta przewodnia pobrzmiewa, owszem, bo bez niej taka długa kompozycja nie ma sensu. Utwór „Without Walls” ma konstrukcję kalejdoskopu, zmieniających się tematów, barw, które są coraz ciemniejsze i natężające się zwłaszcza pod koniec utworu, barw inicjowanych głównie przez instrumenty klawiszowe, tworzące niesamowity klimat, taką ścianę dźwięku – nieodłączny element muzyki IQ. Właściwie na każdej płycie klawisze nie przytłaczają słuchacza swym dźwiękiem i nie powalają go jak żelbetonowa płyta, opadająca mu na głowę. Instrumenty klawiszowe w grupie IQ pozwalają rozszerzyć horyzont, są jak wielkie otwarte okno, sekcja rytmiczna nadaje pulsacji temu krajobrazowi, roztaczanemu przez to otwarte okno. Do tego wszystkie ozdobniki gitarowe i niesamowity głos Petera Nichollsa. Dla mnie zawsze był to jeden z najlepszych wokalistów, który ociera się gdzieś o sztukę aktorską – trzeba zobaczyć IQ na scenie, ja miałem to szczęście, widziałem i zobaczę jeszcze raz, niebawem, na Ino-Rock Festival. Te długie utwory w wykonaniu IQ mają jeszcze jedną zaletę: nie czujemy tej długości, słuchanie ich nie boli, wręcz przeciwnie, nie chciałoby się, aby się wyciszyły, lecz aby ta kojąca solówka gitarowa trwała i trwała.
„Ocean” to najkrótszy utwór na płycie, jednakowoż nie posiada on znamion przeboju nadającego się do promocji we współczesnych mediach. Krążek zamyka kompozycja „Until The End” będąca słodko-gorzką refleksją nad upływającym czasem oraz nad tytułową drogą, którą każdy z nas musi przebyć.
Wersja „Special Edition” płyty „The Road Of Bones” zawiera jeszcze drugi krążek, na którym zespół zafundował swoim wiernym fanom dodatkową godzinę muzyki. Umieszczone na nim kompozycje są efektem wielomiesięcznej sesji do „The Road Of Bones”. Utwory z krążka bonusowego niekoniecznie łączą się tematycznie z płytą podstawową, stanowiącą spójną i zamkniętą całość jako concept album. Ich poziom artystyczny i ładunek emocjonalny nie odbiegają jednak od tego zasadniczego materiału.
Album „The Road Of Bones” zespół nagrał w składzie: Paul Cook – perkusja i instrumenty perkusyjne, Neil Durant – instrumenty klawiszowe, Tim Esau – gitara basowa, Michael Holmes – gitary, Peter Nicholls – wokal.
Michael Holmes jest po odejściu Martina Orforda motorem napędowym, w zasadzie odkupił od niego studio i zespół wciąż w nim nagrywa. Martin Orford pracuje na kolei, zarzucił muzykowanie. Jednak nie czuję żalu do tego wspaniałego człowieka i klawiszowca. Szanuję taką decyzję, iż w pewnym momencie postanowił on odejść dlatego, że nie sprawiało mu to radości. Okazuje się, iż zespół nie dał tego po sobie poznać, nie było paniki, że po odejściu Martina nie będzie już IQ. Choć pojawiały się głosy, że bez niego zespół sobie nie poradzi. Przez jakiś czas klawiszowcem był człowiek związany z formacją Grey Lady Down – Mark Westworth, a teraz jest nim ogromny fan grupy IQ – Neil Durant. Myślę, że fani zatrudnieni jako muzycy mogą wnieść wiele dobrego, ponieważ oni znają tę muzykę na wskroś, często – paradoksalnie – mają lepsze spojrzenie na całokształt niż sami dotychczasowi członkowie zespołu.
Mogę zapewnić, iż na tym albumie nie ma ani jednej fałszywej nuty, nie ma ani jednego nietrafionego dźwięku. Wszystko jest pięknie poukładane, jak na każdej płycie IQ. Zresztą zespół ten od samego początku, od pierwszej płyty charakteryzował się tym, że w jego muzyce wszystko jest bardzo dostojne, eleganckie, bardzo dopracowane, a jednocześnie nie ma tu przerostu formy nad treścią. Nikt z muzyków nie popisuje się swoim warsztatem, nie ma tutaj „pustych kalorii”. Album IQ jest jak gąbka nasączona treścią słowną, jak i muzyczną. Jest mnóstwo zespołów, które grają takie „puste kalorie” i sam jestem ofiarą tego typu płyt, mam ich sporo i niektórych już nawet nie słucham. Często było to jednorazowe przesłuchanie, zaprezentowanie w audycji i odłożenie na półkę. Ale do takiego IQ to się wraca zawsze i wciąż… IQ jest takim tęczowym pomostem pomiędzy tym co było, tym światem progresywnego rocka z lat 70., bajkowością Genesis, fantazją Yes, tym czarem setek innych grup, które tworzyły w tamtych latach, a tym, jak ten rock progresywny wygląda teraz. IQ jest doskonałym łącznikiem fascynacji przeszłością i przekładaniem tych fascynacji na współczesny język muzyki, na współczesną artystyczną wypowiedź.
IQ jest dla mnie arcyważnym zespołem, bez względu na podziały gatunkowe, bariery, które czasem się stawia pomiędzy starym a nowym progresywnym rockiem. Jest to jeden z tych zespołów, którym zawsze ufam i tak naprawdę nigdy mnie nie zawiódł. Zespół czym starszy, tym lepszy.