Grzegorz Kupczyk - człowiek-legenda polskiego hard rocka powraca ze swoim zespołem nowym albumem zatytułowanym „(…) perfecto mundo (…)”. Niedawno Grzegorz poinformował, że definitywnie rozstaje się z grupą Turbo, by po 4 latach przerwy skoncentrować się wyłącznie na muzyce tworzonej wraz z formacją CETI. Sympatycy Turbo będą pewnie po nim płakać, ale chyba tylko przez chwilę. Bo zamiast się smucić powinni szybko udać się do sklepu i zakupić nowy krążek CETI.
Powrót w postaci płyty „(…) perfecto mundo (…)” okazuje się ze wszech miar bardzo udany. Co więcej, nowy album pokazuje jakby nowe, świeższe oblicze zespołu, który gra teraz w najklasyczniejszym hard rockowym stylu, który zadowoli nawet najwybredniejszych sympatyków brzmień spod znaku Iron Maiden, The Rainbow, czy Deep Purple. Ale nie tylko. Na płycie zauważyć też można i inne wpływy. Zespół przedstawia długie, rozbudowane kompozycje wzbogacone imponującymi orkiestracjami w wykonaniu doskonałych muzyków z krwi i kości (uczniów Szkoły Muzycznej im F. Chopina w Poznaniu) oraz chóralno-operowymi partiami wokalnymi w wykonaniu Marihuany i Sylwii Kupczyk. Ten epicki rozmach nadaje długimi chwilami bardzo podniosłego charakteru całej płycie. Słucha się jej nieomal jak prawdziwej rock opery, nie dość, że wykonanej z podziwu godną swobodą i prawdziwym rozmachem, to wyprodukowanej na naprawdę wysokim poziomie. Angielskojęzyczne teksty, w większości autorstwa samego Kupczyka (szkoda, że we wspaniale prezentującej się oprawie graficznej albumu nie znalazło się trochę miejsca na wydrukowanie słów poszczególnych kompozycji) śpiewane przez niego bez śladu obcego akcentu, stwarzają szanse na podbicie przez niniejszy album międzynarodowego rynku muzycznego. Musi się tak stać, gdyż jakość prezentowanego na albumie „(…) perfecto mundo (…)” materiału jest doprawdy imponująca. Wyraźnie słychać, że CETI to grupa doskonale rozumiejących się ludzi.
„Praca nad przygotowaniem tego albumu trwała blisko dwa lata, a samo nagrywanie i cała robota w studio rok. To najbardziej pracochłonna i kosztowna sesja w moim życiu i oczywiście w historii CETI. Najbardziej odczuła to Marihuana, która jest autorką wszystkich orkiestrowych i chóralnych opracowań i aranżacji.” – mówił niedawno w wywiadzie dla magazynu Mystic Art Grzegorz Kupczyk. Jak już wspomniałem, album powinien spodobać się wszystkim zwolennikom tradycyjnego hard rocka, ale także i power metalu oraz prog metalowej stylistyki spod znaku grup Nightwish, Within Temptation, czy Stratovarius. Słychać wyraźnie, że album przygotowywany był przez zespół z dużym pietyzmem, nie budzącym żadnych zastrzeżeń zarówno z wykonawczego, jak i kompozycyjno-aranżacyjnego punktu widzenia. Zespół rozpoczyna z wysokiego „C” od operowego wstępu „(...) intra nost est” i właściwie przez pierwszych kilkanaście minut ani na chwilę nie zwalnia. Dopiero piąty na płycie utwór „Paradise Lost” posiadający cechy solidnej hard rockowej ballady sprawia, że jednostajny klimat ostrego początku łamie się na chwilę i dzięki temu albumu zaczyna się słuchać z coraz większym zainteresowaniem. A najciekawiej robi się pod sam koniec płyty. „Ride To Light” to ośmiominutowe metalowe szaleństwo i kanonada fantastycznych dźwięków, budujących atmosferę niepokoju i tajemniczości. W utworze tym zachwycają dwie krótkie, acz efektowne gitarowe solówki Bartiego Sadury. No i te chóry, nieustannie towarzyszące śpiewającemu Kupczykowi. Nie pamiętam kiedy ostatnio był on w tak dobrej formie. Cudownie prezentuje się też bardzo klasyczna hard rockowa ballada „For Those Who Aren’t Here”, w której umiejętnie budowany jest od samego początku imponujący epicki punkt kulminacyjny. Wzorowo brzmi w niej sekcja rytmiczna (Mucek – perkusja, Bartek Urbaniak – bas). To moim zdaniem jeden z najznakomitszych fragmentów płyty. I piękny jest także koniec albumu w postaci utworu „Gardens Of Life 2”. To bardzo efektowne ukoronowanie płyty „(...) prefecto mundo (...)”. To końcowe uspokojenie wypełnione nastrojową muzyką, ledzepellinowską partią gitary, lirycznym śpiewem Kupczyka oraz serią fantastycznych wokaliz. To przepiękny koniec tej niezwykłej płyty. A zarazem zaproszenie do tego, by ponownie wcisnąć klawisz PLAY. Duży rozmach. Pod każdym względem.
Na zakończenie kilka słów o oprawie graficznej niniejszego albumu. Nie pamiętam kiedy widziałem tak pięknie wydaną płytę polskiego wykonawcy. Wyraźnie widać, że wytwórnia Oskar zadbała o najmniejszy szczegół i dołożyła wszelkich starań, by nowy album CETI był pod każdym względem czymś wyjątkowym. Krążkowi, który spoczywa w klasycznym plastikowym pudełeczku towarzyszą bajecznie śliczna, a przy tym bardzo efektowna 14-stronicowa książeczka, kolorowy plakat zespołu z autografami tworzących go muzyków, a także kartonowy rękaw, w którym – jeśli ktoś ma tyle szczęścia, co ja – można znaleźć kolejne prezenty w postaci sympatycznych naklejek. Produkt – marzenie. Tworzący doskonałą integralną muzyczno-graficzną całość. Całość utrzymaną na wysokim poziomie artystycznym.