Metus - Vale Of Tears

Artur Chachlowski

ImageMuzyka jednego człowieka. Utrzymana  w intensywnym i mrocznym klimacie gotyckim, przypominająca niektóre produkcje artystów związanych z legendarną wytwórnią 4AD. Metus to projekt Marka Juzy. Swoje rozległe zainteresowania przeniósł on na własny projekt muzyczny, który czaił się w jego wyobraźni przez długie lata. Teraz materializuje się on dzięki firmie Lynx Music w postaci albumu „Vale Of Tears”. Przebija z niego mrok, tajemnica, a chwilami nawet groza. Nie zawiera on muzyki, której słucha się w słoneczne niedzielne popołudnie. Muzyka ta najlepiej smakuje późnym wieczorem, a nawet nocą, gdy wkoło ciemno, gdy inne dźwięki nie przeszkadzają w jej odbiorze. Wtedy najbardziej pobudza ona wyobraźnię i pozwala słuchaczowi przenieść się w zupełnie inny wymiar.

Album „Vale Of Tears” zawiera 11 utworów utrzymanych w jednolitym stylu, dlatego najlepiej słucha się  go w całości. Zresztą to pod każdym względem bardzo spójna płyta, bez żadnych wzlotów i upadków, bez niepotrzebnych przyśpieszeń i zmian tempa. Muzyka sączy się z głośników (albo jeszcze lepiej ze słuchawek. Polecam!) i buduje niesamowitą atmosferę przepojoną niepewnością i tajemnicą. Każe ona skupiać się na sobie, intryguje, nęci, wciąga, nie pozwala się od siebie oderwać. A angielskie teksty śpiewane przez Marka Juzę niskim i mrocznym głosem a’la Nick Cave, czy Andrew Eldritch potęgują ogólny klimat mrocznego niepokoju.

„Vale Of Tears” to pierwszy krążek z przygotowywanej przez Marka Juzę pod szyldem Metus trylogii inspirowanej historią człowieka w ujęciu biblijnym. W lirycznej warstwie albumu można odnaleźć wiele cytatów i odniesień do Pisma Świętego. Niektóre z nich Marek uczynił mottem swojej twórczości, w której koncentruje się on na historii stworzenia świata widzianej z perspektywy człowieka ze wszystkimi jego lękami, nadziejami i pragnieniami. Powiem szczerze, że nie słyszałem tak dobrze skomponowanej, nagranej i wydanej płyty polskiego wykonawcy specjalizującego się w muzyce, której nie powstydziłyby się formacje pokroju This Mortal Coil, Arcana, czy Dead Can Dance. Zresztą nie trzeba być wielkim fanem mrocznego gotyku, czy dark wave, by docenić niezły poziom tego wydawnictwa. Zdaję sobie sprawę, że „Vale Of Tears” to płyta nie dla każdego słuchacza, ale jeżeli już ktoś po nią sięgnie, to musi się liczyć z tym, że zostanie porwany przez te mroczne, nie dające spokoju dźwięki.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok