Magic Pie - Circus Of Life

Artur Chachlowski

ImageGrupa Magic Pie podbiła progresywny świat wydanym w 2005 roku albumem „Motions Of Desire”. Płyta najbardziej spodobała się w Ameryce, gdzie zespół został dwukrotnie (w 2006 i 2007 roku) zaproszony jako główna atrakcja renomowanego festiwalu Rites Of Spring Festival (ROSFest).

Słuchacze na całym świecie dostrzegli w twórczości tego norweskiego zespołu niezwykłą umiejętność łączenia licznych muzycznych wpływów w celu kreowania atmosfery charakterystycznej dla progresywnych lat 70-tych. Duch minionej epoki unosił się niemalże w każdej pojedynczej nucie albumu „Motions Of Desire”. Nie inaczej jest na nowej płycie.

Wydany 30 kwietnia nowy krążek grupy Magic Pie jest naturalnym krokiem w rozwoju zespołu. Kultywuje on najlepsze elementy znane z poprzedniej płyty oraz w naturalny sposób wprowadza nowe pierwiastki, czyniąc muzykę grupy Magic Pie jeszcze bardziej złożoną, jeszcze bogatszą i brzmiącą jeszcze bardziej przekonywująco. Płyta „Circus Of Life”, choć formalnie podzielona jest na 7 indeksów, składa się zaledwie z 3 kompozycji. Praktycznie cały album kręci się wokół jednego, monumentalnego utworu „Circus Of Life”. Trwa on prawie 50 minut i na dobrą sprawę mógłby śmiało w całości wypełnić tę płytę. Ale nie. Zespół dołożył do kompletu jeszcze dwa utwory, które – śmiem twierdzić – dobrze, że znalazły się w programie tego albumu. Zarówno bardzo spocksbeardowski w swojej wielopiętrowej aranżacji wokalnej „Pointless Masquerade”, jak i umieszczony na samym końcu płyty „Watching The Waters” stanowią doskonałe przykłady nowoczesnego progresywnego grania na najwyższym poziomie. Oba te nagrania, choć zdecydowanie krótsze (trwają one „zaledwie” po 9 minut), stanowią doskonałe uzupełnienie kompozycji tytułowej, wypełniającej przecież lwią część płyty. No właśnie, zatrzymajmy się na chwilę przy tym imponującym utworze. Od razu powiem, że pomimo swoich gigantycznych rozmiarów, ani przez chwilę nie wieje od niego nudą. Czy to sprawa tego, że mnóstwo w nim łatwo zapadających w pamięć melodii, świetnych harmonii wokalnych, wspaniałych partii instrumentalnych, na które składają się tak liczne przecież soczyste gitarowe sola, jak i zapierające dech w piersiach dźwięki organów Hammonda, czy może to po prostu kwestia doskonałej konstrukcji tej kompozycji, ale trzeba przyznać, że słucha się jej z niekłamaną przyjemnością. Utwór „Circus Of Life” zawiera w sobie wszystko to, o co tak naprawdę w dobrym współczesnym prog rocku chodzi. Złożony jest on z 5 części i trzeba przyznać, że pod względem formalnym każda z nich jest diametralnie inna. Lecz razem tworzą niezwykle spójną całość.

Część pierwsza (3 minuty 24 sekundy) stanowi ładny, melodyjny wstęp, po którym następuje druga (6 minut 14 sekund), instrumentalna część, w której Magic Pie pokazuje swoje naprawdę nieprzeciętne możliwości. To jakby demonstracja siły i potencjału, który tkwi w zespole, jakby szaleńcza progresywna jazda bez trzymanki. Część trzecia (8 minut 9 sekund) to zwolnienie tempa i symfoniczno-epicki zestaw wspaniałych brzmień i dźwięków. Po nim mamy czwartą część (21 minut 50 sekund), w której splatają się przeróżne melodyjne wątki, a zespół wznosi się na wyżyny swojego kunsztu, grając wspaniałe melodie układające się w przepiękną suitę. Nie znam innego zespołu, który porwałby się na tak karkołomny plan, jak umieszczenie jednego epiku w drugim. Jedną suitę w drugiej suicie. I do tego wyszedł z tego przedsięwzięcia obronną ręką. Wreszcie jako piąta z kolei (6 minut 7 sekund), całość kompozycji tytułowej wieńczy liryczna część podsumowująca trzy magiczne kwadranse muzyki z okładem. Swoim fantastycznym punktem kulminacyjnym stawia ona prawdziwą kropkę nad „i” tego monumentalnego dzieła. Gdy słucha się tej efektownej pięcioczęściowej kompozycji nie ma czasu na nudę, na jakikolwiek moment dekoncentracji.

Intensywność sposobu gry zespołu Magic Pie swym rozmachem wciska słuchacza w fotel, a zarazem powoduje też, że wraz z dobywającymi się z głośników dźwiękami chce się wręcz odlecieć. Daleko, wysoko, w niewiadomym kierunku. Należy więc przy obcowaniu z tą muzyką mocno trzymać się fotela, bo nie brakuje w niej niezliczonych momentów pełnych wzruszeń, niepowtarzalnych doznań i prawdziwych łakomych kąsków dla uszu sympatyków brzmień spod znaku Spock’s Beard, The Flower Kings, Yes, Uriah Heep, Chicago, Deep Purple, a nawet The Beatles. Ten szeroki przekrój stylistyczny świadczy o tym, że w przypadku najnowszego dzieła grupy Magic Pie mamy z jednej strony do czynienia z niesamowitą dawką wybornego rockowego grania na niezwykle wysokim poziomie, a z drugiej – że nie brakuje w nim licznych ładnych i łatwych do zapamiętania rozwiązań melodycznych. Album „Circus Of Life” to bardzo dojrzała i mocno wysmakowana płyta. Polecam ją każdemu kto kocha dobrą, bardzo dobrą, prog rockową muzykę przez duże M.

Na koniec słów kilka o samym zespole. Magic Pie to sekstet, w którym jest aż trzech wiodących wokalistów. Ich partie przenikają i uzupełniają się wzajemnie, tworząc prawdziwy skarb wokalnej harmoniki. Barwy głosów panów Gilberta Marshalla, Eirika Hansena oraz Allana Olsena różnią się od siebie i te właśnie różnice zespół wykorzystuje w sposób wręcz modelowy. Nie wiem kto za które konkretnie partie jest odpowiedzialny, gdyż nie zaznaczono tego w książeczce, ale wzajemne interakcje i zarówno polifoniczne, jak i monofoniczne partie wokalne budzą najwyższy podziw. Dawno nie słyszałem tak dobrze przemyślanej i dopracowanej   pod tym względem płyty. Skład grupy Magic Pie uzupełniają: Jan Torkild Johannesen (dr), Lars Petter Holstad (bg) oraz Kim Stenberg (g). Za niezwykłej urody partie instrumentów klawiszowych odpowiedzialny jest śpiewający Gilbert Marshall.

www.progressrec.com                                                                                  

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!