Tym razem muzycy postanowili nagrać album w profesjonalnym studiu (pierwszy nagrywali metodą chałupniczą), powierzając produkcję Magdzie i Robertowi Srzednickim. Różnica? Zdecydowanie lepsza jakość dźwięku i większa przestrzeń, której brakowało na debiutanckim krążku. Przeszkadza mi jedynie brzmienie perkusji, momentami garażowe, za bardzo plastikowe („The Oldest Part Of Town”). Czas trwania albumu godny longplaya: niespełna czterdzieści pięć minut nastrojowej muzyki. Pięknych melodii z pewnością tutaj nie brakuje i to właśnie one stanowią o sile tej płyty. Słuchając delikatnej piosenki „Mature Man” ocierającej się o rejony muzyki pop, czy też „You Are In My Dream”, z poruszającym refrenem, można się naprawdę rozmarzyć. Przeważają spokojniejsze klimaty, ambientowe płaszczyzny dźwiękowe, rozpostarte przed słuchaczem w instrumentalnych: „Phantoms IV” i zamykającym płytę „Forgotten Phantoms”, czy też delikatne quasi piosenki. Gdzieniegdzie przedzierają się: ostrzejsze, rockowe brzmienia („Your Life”) i elektroniczne koloryzujące kompozycje. Odczuwa się, że tych dziesięć utworów zostało dopieszczonych w studiu i z każdym przesłuchaniem, możemy wychwycić kolejne niuanse.
Warszawski zespół nadal podąża w wytyczonym przez siebie kierunku, tworząc muzykę prosto z serca. Choć pobrzmiewają w niej echa Riverside (zbliżona maniera wokalna „The Oldest Part Of Town”) i Collage, to proces krystalizowania oryginalnego brzmienia Iluzjon zmierza w dobrym kierunku. Ich najnowszy album „No Phantoms In” jest nad wyraz interesującym zjawiskiem muzycznym na polskim rynku muzycznym.