Bryan Ferry jest dobrze znany słuchaczom MLWZ nie tylko jako klawiszowiec i wokalista zespołu Roxy Music, ale także ze swych licznych solowych dokonań. Artysta urodzony 24 września 1945 roku w Anglii, z reguły nienagannie ubrany, zawsze przyciągał wzrok żeńskiej widowni, a i dzisiaj, pomimo swoich lat, nadal uchodzi za eleganckiego dżentelmena. Wracając jednak do istoty, czyli do muzyki, Bryan swój ostatni solowy album nagrał w 2010 roku. Ukazał się on 26 października i zatytułowany był „Olimpia” (z gościnnym udziałem między innymi Davida Gilmoura, Phila Manzanery i Steve’a Winwooda). Najnowszy, czternasty już krążek muzyka pt. „Avonmore” ukazał się 17 listopada 2014 roku, a swoją obecnością zaszczycili go m.in. Johnny Marr, Nile Rodgers, Flea, Ronnie Spector, Mark Knopfler i Maceo Parker.
Pierwsze nagranie na płycie zatytułowane jest „Loop De Li” i promuje to wydawnictwo na singlu, nakręcono do niego również teledysk. Podkreśla ono ogromne doświadczenie artystyczne, z którego Ferry w pełni korzysta komponując tak piękne piosenki. Doborowi instrumentaliści stają na wysokości zadania odgrywając swoje partie w uroczo wykonanych utworach „Soldier Fortune” i „Driving Me Wild”. Starszym słuchaczom nie byłoby trudno rozpoznać tego głosu czy melodii, bo Bryan Ferry wciąż brzmi bardzo podobnie jak kilkanaście czy kilkadziesiąt lat wcześniej - oczywiście muzycznie. Trudno to uznać za słabą stronę artysty, który pomimo swego wieku kontynuuje swą pasję i wykonuje ulubione od lat nastrojowe i delikatne kompozycje, jak „A Special Kind Of Guy” czy „Avonmore”, które charakteryzują się nienaganną aranżacją, doskonałym brzmieniem poszczególnych instrumentów takich jak gitary, klawisze, saksofon, perkusja i oczywiście tym wspaniałym głosem, który nic nie stracił ze swego ciepła i uroku. Nie sposób nie ulec urokowi tak pięknych akordów i melodii. Tak właśnie jest w nagraniu „Lost”.
Z tego co pamiętam Bryana zawsze otaczały kobiety, czy to grające na różnych instrumentach, czy też wspierające go wokalnie. Podobnie jest na tym albumie, choćby w utworze „One Night Stand”. Uroczo jest wsłuchać się w te damsko-męskie wokalizy. Jako przedostatnia pozycja z zamieszczonego na „Avonmore” materiału zabrzmi kompozycja „Send In The Clowns”, która charakteryzuje się orkiestrową aranżacją. To nie jedyna interpretacja nieautorskiej kompozycji (jej autorem jest Stephen Sondheim), którą zamieścił na swym nowym krążku Bryan Ferry. Bo oto na samym końcu albumu mamy nagranie „Johnny & Mary” z repertuaru Roberta Palmera, które we wspaniały sposób zamyka to nowe wydawnictwo Ferry’ego.
„Avonmore” zawiera same udane, choć dosyć przewidywalne piosenki. Po tylu latach obecności na scenie trudno jednak oczekiwać, aby muzyk teraz zmienił styl swojego repertuaru. W moim odczuciu nagrał dobrą płytę, zarówno pod względem instrumentalnym, jak i wokalnym. Warto czasami sięgnąć po tak proste, łatwo wpadające w ucho kompozycje, niż męczyć się z docierającą do nas zewsząd „popularną” popową muzyką.
Na koniec kilka ważnych informacji: za produkcję materiału odpowiadają Bryan Ferry i Rhette Davies, a miksy przygotował Craig Silvey (The Horrors, Arcade Fire, The National). Album ukazał się dzięki wydawnictwu BMG Rights Management.