Gate, The - Faceless

Paweł Świrek

ImageDebiutancki album zespołu The Gate zatytułowany „Faceless” przynosi nam sześć kompozycji, z czego trzy trwające ponad 8 minut.

Płytę rozpoczyna nieco dłużące się nagranie „Android’s Lovesong” z gościnnym udziałem Anji Orthodox. Ten utwór został wybrany do promowania albumu. Potem mamy pierwszą dłuższą kompozycję - ośmiominutowy „My Way Or The Highway” sprawiający wrażenie minisuity. Początkowe fragmenty to zaskakująco taneczne rytmy i dźwięki w stylu lekko funkowym, potem mamy chwilę wyciszenia, by przejść do ostrzejszych, Rushowych klimatów, a na zakończenie wracamy do brzmień z początku utworu. Początek kompozycji może nieco razić fanów typowo progresywnych brzmień, ale po uważniejszym wsłuchaniu można dojść do wniosku, że nic nie dzieje się przypadkowo. Utwór kończy kapitalne solo gitarowe. Tytułowa kompozycja, mimo iż jest krótszym numerem, po prostu zanudza słuchacza. Jest to zarazem najsłabsza pozycja na płycie. Najbardziej dają się we znaki słabe wokale. Całe szczęście, że nie trwa ona dłużej, bo można by było usnąć. „Mirror Dream” to kolejny dłuższy utwór, w którym dużo się dzieje. Środkową część stanowi wyciszenie, które kończy dźwięk budzika – synonim przerywania snu. Widać, że zespół próbuje kombinować w formie kolejnej minisuity i nawet jakoś mu to wychodzi. Ale poza tym jednym ciekawszym momentem całość po prostu przelatuje przez uszy słuchacza, a to, co się dzieje w międzyczasie najnormalniej w świecie umyka percepcji słuchacza. „Open Your Eyes” to akustyczna balladka, zaś płytę kończy najdłuższy, bo aż dziesięciominutowy „More Than Everything”. Chociaż też się w nim dużo dzieje, to odnoszę wrażenie, iż wiele wątków ruszonych w tym utworze nie do końca zostało wykorzystanych. Przemieszcza się przez niego motyw gitarowy, pojawia się nawet pasaż na klawiszach, ale jakoś szybko on znika, przez co całość nie za bardzo jest spójna i w ostateczności wychodzi z tego lekki chaos. Delikatny motyw z fortepianem na koniec kompozycji nie ratuje zbytnio sytuacji.

Moim zdaniem, jak na debiut, płyta „Faceless”  nie wyróżnia się niczym szczególnym. Pomimo kilku przesłuchań i drobnych spostrzeżeń, że dzieje się na niej sporo, ja nic dla siebie w niej nie odnajduję. Może jakby z „My Way Or The Highway” zostawić tylko taneczne rytmy, to mógłby to być kolejny singiel do radia, a tak to płyta ta przelatuje przeze mnie, nie zostawiając niczego, co mógłbym zapamiętać. No, może poza dziwnymi manierami wokalisty, które gdzieniegdzie mogą drażnić. Pozostaje mieć nadzieję, że zespół The Gate z czasem rozwinie się i nie będzie nagrywać płyt po prostu przeciętnych. Chociaż w tym przypadku tytuł płyty doskonale oddaje to, co się na niej dzieje. Faktycznie całość jest taka trochę nijaka, na co określenie „bez twarzy” wydaje się być w stu procentach trafne.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!