Płyta – niespodzianka. Bo nie spodziewałam się po szwedzkim muzyku, Hansi Crossie, który działa w świecie rocka już od wielu, wielu lat, takiej właśnie płyty. „Da Capo” (w notacji muzycznej oznacza powtórzenie całego utworu od początku do końca) to płyta z pięcioma utworami, które znalazły się już na wcześniejszych, wydanych w latach 1990-1993, albumach Crossa. „Uważam, że niektóre z moich starszych kompozycji były warte odświeżenia. To niezłe utwory, ale ich produkcja nie była takiej jakości, jaką sobie wymarzyłem. W tamtym czasie standardem było używanie 16-śladowych magnetofonów, a więc w porównaniu z dzisiejszymi, cyfrowymi czasami było sporo ograniczeń w technice rejestracji dźwięku. Poza tym w tamtym czasie mój zespół wciąż poszukiwał jeszcze tożsamości. Nie bardzo wiedziałem w jakim kierunku powinienem iść” - tak o swoim przewrotnym pomyśle opowiada jego autor.
Cross wytypował 5 starych utworów i nagrał je na nowo z muzykami, którzy aktualnie tworzą trzon jego zespołu: Thomas Christiansen gra na basie, Tomas Hjort na perkusji, a dodatkowo swoje „trzy grosze” dorzucił keyboardzista grupy Inroitus, Mats Bender. Mało tego, nowe aranżacje starszych utworów utrzymane są w duchu wydanego przed dwoma laty udanego albumu „Wake Up Call”. Najwyraźniej Hansi był bardzo zadowolony z brzmienia, które udało mu się osiągnąć na tej płycie i postanowił kuć żelazo póki gorące. Wpuścił w swoje kompozycje trochę świeżego powietrza, uwspółcześnił je brzmieniowo, nadał nowego szlifu i teraz prezentuje je swoim fanom na płycie „Da Capo”.
Jakie to utwory? Dwie trwające blisko kwadrans suity: „Fire” oraz „Courage”, dwa nagrania średniej długości: „Dream Reality” i „Visions” oraz jedna dźwiękowa miniaturka „Changing”. Nadał im wspólnego, bardzo spójnego charakteru. Pierwszy z wyżej wymienionych utworów wydany był oryginalnie na albumie „Second Movement”, a pozostałe znalazły się w programie uważanej przez wielu za najlepszą płytę w dorobku Crossa – „Changing Poison Into Medicine”. Klarowniejsza produkcja, bogatsze zaakcentowanie brzmienia instrumentów klawiszowych, staranniejsze aranżacje oraz mocniejsze podkreślenie znaczenia partii wokalnych (pamiętajmy, że Hansi Cross nie dysponuje nie wiadomo jak mocnym głosem, ale na „Da Capo” brzmi on naprawdę nieźle) sprawiły, że całej płyty słucha się z dużą przyjemnością.
Te wszystkie zmiany uczyniły z 10. albumu Crossa dzieło najbardziej spójne w jego dorobku, a przy tym najbardziej przekonywująco brzmiące. Miejmy nadzieję, że muzyk ten utrzyma formę na swoich kolejnych płytach. Podobno w 2015 roku możemy się spodziewać aż trzech jego kolejnych albumów. Pierwszy ma zawierać alternatywne wersje znanych utworów plus trochę niepublikowanego dotąd materiału, drugi i trzeci – to zremiksowane i uwspółcześnione wersje dwóch jego starszych wydawnictw: „Gaze” (1996) oraz „Visionary Fools” (1998).