United Progressive Fraternity - Fall In Love With The World

Artur Chachlowski

ImagePamiętacie grupę Unitopia? Ta popularna australijska progresywna formacja rozpadła się kilka lat temu. Choć po cichu mówi się, że to tylko czasowe zawieszenie działalności, gdyż dwaj liderzy grupy – Mark Trueack i Sean Timms – postanowili przez pewien czas od siebie odpocząć. Jak będzie w rzeczywistości? Zobaczymy.

Życie nie zna próżni i pierwszy z wymienionych panów powołał do życia zespół o malowniczej nazwie, po trosze nawiązującej do macierzystej formacji – United Progressive Fraternity. Pociągnął za sobą współpracowników z Unitopii (gitarzystę Matta Williamsa oraz dwóch perkusistów Tima Irrganga i Davida Hopgooda), dokooptował do składu znanych w świecie progresywnego rocka artystów: Guya Manninga (k, g), Dana Marsha (bg) i Marka Arnolda (sax) i nagrał w tym składzie album „Fall In Love With The World”. Mało tego, zaprosił do nagrań dwie ikony muzyki artrockowej: Steve’a Hacketta i Jona Andersona. Wprawdzie na tym trwającym ponad godzinę albumie udział obu gwiazd jest dość marginalny (choć solo wykonane przez Hacketta na nylonowych strunach gitary w „Travelling Man” to prawdziwe muzyczne cudeńko), ale ich udział w tym przedsięwzięciu świadczy o renomie, jaką Mark Trueack cieszy się w środowisku i dobrze rokuje w sprawie przyszłości jego nowego zespołu.

Album „Fall In Love With The World” to kawał dobrej, zagranej na luzie i z prawdziwym polotem muzyki. Muzyki z niesamowitym wręcz wykopem. Z pewnością zawartość płyty nie zawiedzie sympatyków twórczości Unitopii, a jeden z najlepszych i najbardziej rozpoznawalnych głosów w świecie prog rocka, bo takim właśnie Trueack jest obdarzony, powoduje, że skojarzenia z tym właśnie zespołem rodzą się same i to już od pierwszego dźwięku. Pod względem stylistycznym też jesteśmy na podobnych, „Unitopijnych” terytoriach…

Całość otwiera kilkuminutowy wstęp „Overture”, z którego wyłania się pierwszy właściwy utwór – „Choices”. Zespół United Progressive Fraternity od razu wiesza poprzeczkę wysoko i jednoznacznie daje znać słuchaczom jakiej muzyki należy spodziewać się na reszcie albumu. Chwilę potem następuje chyba najlepsza kompozycja na płycie – „Intersection”. Dużo się w niej dzieje, klimaty zmieniają się jak w kalejdoskopie, tempo raz zwalnia, raz przyśpiesza, melodyjny refren („hello, hello…”) momentalnie wpada w ucho, saksofony i klarnet bez przerwy szaleją gdzieś w tle, a finałowa solówka na gitarze jest prawdziwą wisienką na tym muzycznym torcie. Dwie kolejne kompozycje – „The Water” (to w niej można usłyszeć Jona Andersona) i „Don’t Look Back” to także solidne artrockowe numery, ale największą atrakcją albumu jest ponad 20-minutowa kompozycja „Travelling Man (The Story Of Eshu)”. To prawdziwe magnum opus tego wydawnictwa i zarazem jedna z najlepszych suit (tak, suit – składa się ona bowiem z wielu części i segmentów, które niczym klocuszki układają się w fascynującą, wielobarwną i wielowątkową konstrukcję), jakie ukazały się na progrockowych płytach w bieżącym roku. Efektowny, nieco motoryczny motyw przewodni tego utworu na długo zapada w pamięć. Już z powodu tej jednej kompozycji trzeba ten album ocenić bardzo wysoko.

A to przecież jeszcze nie koniec. Zakończenie płyty „Fall In Love With The World” stanowią jeszcze dwa bardzo dobre utwory. Pierwszy z nich to balladowa kompozycja tytułowa z przepięknym i mądrym tekstem i jeszcze piękniejszym przesłaniem, a drugi to – kolejny bardzo mocny punkt programu płyty – „Religion Of War”. Jest to świetny, zagrany z klasą i rozmachem chwytliwy numer. To takie niesamowicie finezyjne zakończenie płyty z prawdziwym rockowym przytupem.

Na koniec tego, zdaję sobie sprawę, że trochę laurkowego łańcuszka superlatyw, które zamieściłem powyżej, muszę wspomnieć jeszcze o produkcji. Słucha się tej płyty z niekłamaną przyjemnością. Czyste, miękkie i wysublimowane brzmienie czynią muzykę zawartą na płycie „Fall In Love With The World” prawdziwą ucztą dla uszu…

P.S. O tym, że United Progressive Fraternity nie jest rachitycznym i jednorazowym projektem z dalekich Antypodów świadczy fakt, że zespół ruszył właśnie w trasę koncertową po kilku krajach Starego Kontynentu (niestety, zespół nie zawita do Polski), a także jego występ pod koniec września w amerykańskim Phoenix na Summer Ends Festival, gdzie formacja Marka Trueacka podobno przyjęta została wręcz entuzjastycznie.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok