Pochodzą z Kanady. Choć zaczynali w 1991 roku, dopiero niedawno wydali pierwszą studyjną płytę. Zespół tworzy czterech muzyków: Francois Blanchard (gitara i programowanie), Marc-Andre Blanchard (gitara), Philipee-Antoine Bernard (gitara basowa), Maxime Brisebois (perkusja), komponujących i wykonujących muzykę instrumentalną. Tytuł płyty Le Soleil est une Bombe Atomique odzwierciedla znaczenie niebezpieczeństwa i nadziei wyjaśniają twórcy, dodając: próbujemy to zawsze przekazać, gdziekolwiek gramy, tworzymy i wykonujemy. Czego możemy się spodziewać po ich debiutanckim krążku ?
Niestety, niczym nadzwyczajnym nas nie zaskoczą. Dziesięć instrumentalnych utworów przemyka bez większego echa. Brakuje rozbudowanych, wpadających w ucho linii melodycznych. Zamiast tego otrzymujemy, krótkie, w kółko powtarzane motywy, będące podstawową zasadą konstrukcyjną. Na pierwszym planie wyeksponowane zostały gitary i zamiast rozbudowanych partii solowych, otrzymujemy trochę udziwnione, przekombinowane odcinki. Za dużo tutaj eksperymentowania, zabawy z dźwiękami i repetycyjności. Oczywiście znajdziemy na płycie kilka ciekawych momentów, jak: drapieżny riff w Démentielle, nawiązania do środkowej części Echoes Pink Floyd w Tunnel Numéro, czy też subtelna solówka w Delirium. Są to jednak krótkie fragmenty, a nad całością dominują wszechobecny chaos i brak pomysłów.
Szkoda, że z tego dźwiękowego materiału nie powstała muzyka wokalno-instrumentalna. Słuchając niektórych kompozycji, można odnieść wrażenie, że są to robocze wersje, do których dopiero dograne zostaną partie wokalne. Myślę, że wtedy moglibyśmy obcować z interesującym albumem, a tak pięćdziesiąt minut wypełniających płytę, przechodzi do tej mniej interesującej historii muzyki. Podobno zespół pracuje nad kolejną płytą. Miejmy nadzieję, że następnym razem poruszą nas do łez.