Podobnie jak na wydanej dwa lata temu płycie „Visions From Realities” pomysłodawcą muzyki i autorem tekstów na nowej produkcji zespołu Active Heed noszącej tytuł „Higher Dimensions” jest Umberto Pagnini.
Płyta zawiera dwanaście kompozycji trwających łącznie 65 minut, a nagrali ją muzycy w osobach znanego m.in. z Moongarden i Submarine Silence - Cristiano Roversiego (klawisze, gitara basowa), Giana Marii Rovedy (perkusja), Mirco Ravenoldiego (gitary) i Pera Fredrika Åsly (wokal). To typowy zespół studyjny wykonujący muzykę skomponowaną przez Pagniniego. Zresztą w porównaniu z pierwszą płytą w składzie ostał się tylko wokalista. Materiał zamieszczony na tym albumie to mieszanka progresywnego rocka utrzymanego w dobrym starym stylu, gdzie oryginalne wokale przeplatają się z wielobarwnymi pasażami klawiszy z interesującymi rytmami perkusyjnymi. Faktem jest, że płyta „Higher Dimensions” została stworzona przez świadomych swojej wartości muzyków, którzy dokładnie wiedzieli, co chcieli nagrać. Słychać to na tym krążku bardzo wyraźnie. Zawiera on szereg elementów typowych dla progresywnego rocka: efektowne gitarowe i syntezatorowe solówki, zmiany tempa, dojrzałe brzmienia melotronu i organów Hammonda, są nawet namiastki epickiej suity (kończąca album kompozycja „Not Left Not Taken”).
Jednak mnie osobiście ich poczynania nie do końca chwyciły za serce. Być może dlatego, że wciąż uparcie doszukuję się w muzyce świeżości i nowych rozwiązań, co jeszcze czasem się zdarza na niektórych płytach współczesnych wykonawców. Na „Higher Dimensions” takich elementów jednak nie znalazłem. Muzyka Active Heed to niestety rock raczej regresywny. Brak w nim duszy, brak emocji… To wszystko nie ujmuje jednak niczego w ocenie zespołu oraz jego nowej płyty, bo widać i słychać, że miejscami potrafi on przyłożyć, i to porządnie. Owe przyłożenie traktujemy oczywiście jako odpowiednik „czadu” – swoistego rockowego kopa! Całość spowita jest wyrazistą mgiełką brzmień z lat 80., co może być chwilami irytujące. Czuję jednak, że fani gatunku pewnie się skrzywią, co ja takiego chcę, przecież fajnie grają. No właśnie, „fajnie” to jednak trochę za mało…