Aż po jedenastu latach ciszy zespół Spontane wypuścił w czasoprzestrzeń swój nowy produkt – „Mojra” - jako pełnowymiarowy krążek.
Muzycznie „Mojra” brzmi bardzo gitarowo. Mamy tu ciężkie riffy i agresywny atak z pogranicza groove rocka i metalu. W skład załogi z Warszawy wchodzi szóstka muzyków, z czego moją uwagę zwrócił fakt obecności dwóch wokalistów (Paweł Jankowski oraz Robert Górnik) – to dobry trop, tym bardziej, że czasem wspomaga ich jeszcze trzeci głos (gitarzysta Adam Wilk). Niestety nie do końca ich potencjał został wykorzystany. Niniejszy album przynajmniej to wyraźnie pokazuje - zbyt słaba jest selekcja pasm wokalnych, jest ona mało rozpoznawalna, mało rozróżnialna, wręcz mało słyszalna, a przecież to mógłby być spory atut grupy Spontane). Dlatego proponuję, by kolejnym razem, instalując się w studio, poświęcić dużo więcej uwagi na fakt wykorzystania potencjału wokalistów, a z pewnością wartość muzyki i przekazu zdecydowanie wzrośnie. Dużym atutem „Mojry” jest jednak gitarowe granie. Bo zdecydowanie dobrze słyszalnym instrumentem są właśnie gitary, które brzmią mięsiście i basowo. Obsługuje je kolejnych dwóch panów: Marcin Hunskopf oraz wspomniany już Adam Wilk. Ich gra jest przejrzysta i wyrazista, trochę taka brudnawa i szorstka, co naprawdę jest fajne.
Moje odczucie po wielokrotnym przesłuchaniu tej płyty jest takie, że to po prostu pełne energii garażowo - undergroundowe granie. Ciekaw jestem jak zespół prezentuje się w występach na żywo, bo potencjał słyszę, teraz pozostaje kwestia czy koncertowo jest równie fajnie. Numerem jeden całego zestawu jest chyba „Dzień w mieście aniołów” (to trafny tytuł) - przynajmniej moim skromnym zdaniem. Zresztą do większości numerów nie sposób się przyczepić. Solidne, gitarowe granie. Przy okazji jeszcze taka mała sugestia dla słuchających: „Mojra” puszczona głośniej brzmi lepiej.
Teraz trochę zimnej wody. Obok niewykorzystania możliwości tylu wokali, jest jeszcze kilka problemów aranżacyjnych. Mam wrażenie, że kilka kompozycji jest jakby z innej bajki, średnio się wkomponowują w całość układanki. Poza tym wokal wiodący (którykolwiek głos by nim nie był) musi się poddać ocenie innych, by usłyszał co robi źle i niedopuszczalnie, bo niestety są momenty, które są trudne do zniesienia dla wrażliwych uszu.
Generalnie jednak całość oceniam na plus. Jest na tym albumie energia i działanie. Trochę porównanie do Urban Discipline BH nasuwa mi się tu wyraźnie. Jest też klimat, o który nie zawsze jest łatwo na płytach z taką muzyką. Jest zatem potencjał i mam nadzieję, że również i chęci do dalszego tworzenia muzyki. Zatem tylko do przodu. Panowie, wprowadzić drobne korekty i ogień!