Już 20 lat minęło od ukazania się debiutanckiej płyty Larry’ego Millera. Przez ten okres dał się on poznać jako znakomity gitarzysta i wokalista, wydając kolejne albumy i grając wiele koncertów. Nie jest tajemnicą, że bardzo lubię jego muzykę i chętnie dzielę się refleksjami z każdej, kolejnej płyty nagranej przez tego amerykańskiego gitarzystę. Premiera najnowszego albumu zatytułowanego „Soldier Of The Line” miała miejsce w listopadzie 2014 roku. Muszę przyznać, że przegapiłem ten fakt, dlatego dzisiaj czym prędzej nadrabiam tę płytową zaległość.
Do powstania tego wydawnictwa Millera zainspirował film o żołnierzach przebywających w szpitalu, którzy ucierpieli w trakcie I Wojny Światowej. Oglądając zdjęcie swojego dziadka w mundurze postanowił napisać utwory płynące z głębi serca. Frank Miller, dziadek Larry’ego, grał na skrzypcach i wraz z swoim bratem, który grał na fortepianie, występowali na statkach wycieczkowych jako „Bros Miller”. Spośród około 25 utworów, które przez ostatnie dwa lata napisał Larry, na „Soldier Of The Line” znalazło się dziewięć.
Płytę rozpoczyna nagranie „One Fine Day”, które w pełni potwierdza odziedziczony talent i pasję do muzyki. Ton tej kompozycji nadają nie tylko znakomite partie gitary, ale również brzmienie sekcji dętej, robiące duże wrażenie na odbiorcy. Solo na trąbce pod koniec nagrania jest kolejnym atutem, dla którego warto propagować tę twórczość. Tytułowa kompozycja, jej przejmujący charakter i przekaz wyrażony grą na akustycznej gitarze i wiolonczeli oraz szczególnym podejściem wokalnym z pewnością wstrząśnie emocjonalnie słuchaczem. To bardzo osobiste wyrażenie hołdu dla dziadka walczącego na wojnie. Emocje, które nam się udzielają kontynuowane są w następnych nagraniach, czy to w nastrojowym „Failed Again”, czy też w bardziej dynamicznym, a przy tym po prostu rewelacyjnie brzmiącym „The Power You Have”. Ta muzyka rodzi się z pasji i wrażliwości, dlatego też jej przekaz jest odpowiednio podkreślany urozmaiconym instrumentarium. Doświadczenie muzyka powoduje, że swoboda, nabierająca chwilami dużej energii, jest pod ścisłą kontrolą i mieści się w gatunku bluesa, z dodatkiem rockowego oraz melodyjnego pazura. Larry Miller wie, kiedy może szarpnąć strunami uwalniając z gitary jej drugie oblicze, tak jak to robi w „Our Time Is Coming”. „I Fight Myself” to równie pasjonujące nagranie, które warto poznać. Pieśń „Come Hell Or High Water” uwodzi nas brzmieniem instrumentów klawiszowych i sekcji rytmicznej, a sama kompozycja daje pełen obraz ukształtowanej formy narracji dźwiękiem i zgrania poszczególnych muzyków, których gra jest spójna z głosem i gitarą Millera. Ma on rękę do komponowania urokliwych melodii, i jak potrzeba, wyraża je z pełną powagą swego głosu. Niezwykłej formy nadał przedostatniemu nagraniu zatytułowanemu „Bathsheba”. Myślę, że nie przesadzę, jeśli powiem, że jest to muzyczny majstersztyk, po wysłuchaniu którego włos wam się zjeży. Ostatnie niecałe sześć minut albumu wypełnia utwór „Mississippi Mama”, burzący nastrój poprzedniej kompozycji, ale właśnie taką koncepcję zakończenia albumu hardrockową puentą wymyślił sobie ten wspaniały gitarzysta.
Ja tylko dodam, że „Soldier Of The Line” to w pełni satysfakcjonujący - pod każdym względem - zbiór świetnie napisanych i odegranych utworów, emocjonalnie związanych z rodzinną, nie zawsze szczęśliwą historią. Pięknie ukształtowana finezja dźwięków trwa od samego początku aż do zakończenia albumu. Gwarantuję, że my, słuchacze, nie pozostaniemy obojętni, chłonąc grę skromnego wirtuoza gitary, emocjonalnie nasyconą treścią życia, czyli bluesem.
W nagraniu płyty “Soldier Of The Line” Larry’emu Millerowi (gitara i śpiew) towarzyszyli: Graham Walker (perkusja), Neil Sadler (gitara basowa i instrumenty klawiszowe), Simon Da Silva (trąbka) i Peter Cook (saksofon). Producentami albumu są Larry Miller i Neil Sadler, nagrania zarejestrowano w No Machine Studio w Wokingham, a jego wydawcą jest Big Guitar Records.