Najpierw pomyślałem tak: „Eight Of Swords” to musi być EP-ka twardych ekstremalnych i ortodoksyjnych okołometalowych chłopaków z Hellion Rising. Od razu wiadomo, że będzie głośno, mocno i bardzo ekspresyjnie. Brania jeńców nie będzie - takie są pierwsze wrażenia, gdy trzyma się w ręku pudełeczko z tym krążkiem, nie przesłuchawszy jeszcze niczego, a jedynie patrząc na okładkę, na której dominuje czerń i fiolet i na której mamy prawdziwą mnogość pentagramów i symboli graficznych przeróżnej maści. Jednak jak się okazuje, nic bardziej mylnego! To zdecydowane, rasowe, hardrockowe granie! Dla mnie wykonane stylowo i bardzo „w temacie”. Jest tu oszczędność riffów, mocno osadzone w hard rocku brzmienie i muza mocno charakterna. Ale czy ciekawa? Tego bym nie powiedział. Na pewno nieodkrywcza. I niebudząca jakichś szczególnie entuzjastycznych emocji u słuchacza. Nie do końca przemawia do mnie wokal (śpiewa Matt Adamson), po prostu niczym się nie wyróżnia, nawet mam wrażenie, że śpiewa siłowo, co z pewnością nie jest atutem, ale to tylko moje zdanie. Zespół przygotował zaledwie sześć kompozycji. Jak dla mnie chyba jednak za mało. I obniża to ocenę końcową.
Numery jeden po drugim jakoś też mnie nie powalają. Zespół prezentuje schematy obtłuczone setki razy przez innych twórców. Może i w występach na żywo to się sprawdza, ale nic świeżego i nowego tu nie słyszę, chociaż czasem zdarzą się fajne momenty, takie rasowo amerykańskie, lecz nie jest tego zbyt wiele, niestety.
Podsumowując to wydawnictwo, jak na debiut jest dość obiecująco, więc można mieć nadzieję, że w przyszłości będzie dobrze. Tego życzę temu zespołowi, który od 2102 roku działa w Newcastle, a jego skład tworzą: Matt Adamson (wokal), Davey Reay (gitary), Giovanni Camillo (gitary), Kieran Cant (bas) i Adam Telford (instrumenty perkusyjne).