Christmas 4

Aurora Lunare - Aurora Lunare

Robert "Morfina" Węgrzyn

ImageZespół Aurora Lunare pochodzi z Livorno we Włoszech, a początki jego działalności sięgają końca lat siedemdziesiątych. Powstał on z powodu umiłowania muzyki takich zespołów, jak EL&P, Yes, PFM czy Le Orme. W 2013 roku, po latach ciężkiej pracy kapela wydała wreszcie oficjalny debiutancki album, który ukazał się nakładem wytwórni Lizard Records. Znajduje się na nim osiem oryginalnych kompozycji zespołu plus wybór nagrań z repertuaru grupy Le Orme z gościnnym udziałem jej gitarzysty Tolo Mortona.

Ten album, nieposiadający żadnego tytułu, to progresywna produkcja zrealizowana przez wytrawnych i zaprawionych w boju muzyków. Faktycznie słychać na nim dojrzałość i pewną subtelność muzyczną, co z powodzeniem przekona wytrawnych słuchaczy gatunku. Długie pasaże klawiszowe i fajne,  połamane rytmy perkusyjne z pewnością nadają charakter temu krążkowi. Dziewięć propozycji muzycznych to spora dawka muzyki, utwory są zaprezentowane raczej w formie długich suit. Dziwi mnie tylko, dlaczego przy tak niezłej produkcji muzycznej, cała oprawa graficzna okładki jest tak słaba, że przypomina mi to pracę dziesięciolatka, któremu nawet nie chce zaliczyć przedmiotu z grafiki. Jest ona banalna, zarówno w formie, jak i obrazie, co mnie zdecydowanie odstrasza.

Natomiast muzyka sama w sobie broni się. Może nie ma w niej zbyt wiele świeżego polotu, ale jednak coś tam się dzieje. Być może dla koneserów gatunku będzie to kolejne objawienie i każdy kolejny dzień nie będzie już taki sam. Dla mnie osobiście tak nie jest, bo to – obiektywnie rzecz ujmując – dość wtórna produkcja, których słyszałem setki, dlatego nie oceniam jej jakoś specjalnie pod względem nowości aranżacyjnych czy brzmieniowych. Na pewno coś, co mnie trochę zniechęca, to długość kompozycji. Jedna czy dwie mieszczą się może w ramach uznanych za akceptowalne, ale prawie każda wydłużona na tym krążku po prostu męczy. Jeśli chodzi o ocenę wokalu (wszystkie utwory śpiewa w języku włoskim Mauro Pini), to jest jak jest, ale wolałbym, by było go na tym wydawnictwie mniej. Bardziej przemawiają do mnie instrumentalne solówki, które faktycznie pokazują mega kunszt niejakiego Luciano Tonettiego i „człowieka-orkiestry” w osobie Stefano Onoratiego. Na zdecydowany plus zasługuje również perkusista Marco Santinelli. 

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok