Peter Pan - Days

Artur Chachlowski

ImageGdyby ktoś przed wysłuchaniem tej płyty powiedział mi, że Peter Pan to nie projekt Wojtka Szadkowskiego, a gitarzysty Radka Chwieralskiego, to nie miałbym cienia wątpliwości, że taka właśnie jest prawda. Bo to przede wszystkim gitarowe partie w wykonaniu Radka lśnią najjaśniej na płycie „Days”. Tymczasem jednak za (prawie) całą muzykę i wszystkie teksty odpowiedzialny jest nie kto inny, jak były perkusista Collage i (chyba wciąż) aktualny zespołu Satellite.

Projekt o nazwie Peter Pan to coś na kształt solowej pracy Wojtka. Zapragnął on uwolnić się od czysto prog rockowej konwencji Satellite i nagrać płytę, która byłaby odzwierciedleniem jego aktualnego stanu ducha. Wojtek dojrzewa jako artysta, zmienia punkt widzenia na wiele spraw, zbiera doświadczenia z wydarzeń, które spotykają go w życiu. I wyciąga wnioski. A ich odzwierciedleniem jest niniejszy album. Nic dziwnego więc, że to akurat postać Petera Pana jako swoistego symbolu buntu i braku zgody na otaczającą nas rzeczywistość staje się teraz bohaterem jego nowego muzycznego przedsięwzięcia. Teksty utworów wypełniających płytę „Days” są komentarzem Wojtka do sytuacji, które codziennie spotykamy w naszym życiu. Dotyczą one przeważnie przykrych wydarzeń. Według słów ich autora są one rachunkiem sumienia kogoś, komu nie zawsze idzie tak, jakby sobie tego życzył. Mówią one o pewnym życiowym wypaleniu się, o zmęczeniu relacjami, w sposób sarkastyczny, ale i trochę bezsilny opowiadają o zwykłej ludzkiej niemocy. Takie podejście jest na pewno niespodzianką dla znawców twórczości Szadkowskiego. Ale co zaskakuje jeszcze bardziej, to muzyka, którą na płycie „Days” proponuje Peter Pan. Jest ona chropowata, „zachwaszczona”, nie zawsze – jak to było na przykład na płytach Collage i Satellite – płynna, wymuskana i wycyzelowana. Zadziwia też produkcja. Album w sposób zamierzony został nagrany tak, jakby Wojtek i towarzyszący mu muzycy chcieli podkreślić swój bunt, a nawet swoistą rebelię i świadomie w niektórych utworach („We Are Invincible” i „Island”) wykorzystano fragmenty roboczych wersji nagrane jeszcze podczas prób. Ten „roboczy” i z premedytacją daleki od doskonałości charakter płyty dodatkowo podkreśla „przybrudzony”, nosowy wokal niejakiego Petera. Skrzętnie ukrywa się on pod tym pseudonimem, choć podobno nie jest anonimową postacią w świecie art rocka. Nie zdradza on jednak na okładce płyty swoich personaliów, a ja powiem tylko, że barwa jego głosu przypomina mi trochę Lesa Dougana z popularnego swego czasu australijskiego zespołu Aragon. By być w zgodzie z samym sobą nie powiem, by wokal Petera był ozdobą tej płyty. Wydaje mi się, że jest on niestety najsłabszym elementem układanki, której na imię Peter Pan.

Jak już wcześniej wspomniałem Peter Pan jest w zamyśle Wojtka Szadkowskiego ucieczką od klasycznych pure progresywnych kanonów. Świadczy o tym rozmiar poszczególnych utworów (większość z nich trwa 3-4 minuty) oraz zwięzłość, a często wręcz lapidarność artystycznej wypowiedzi. Większość kompozycji zbudowanych jest na zasadzie „zwrotka – zwrotka – refren – zwrotka”. Wojtek dobrał do swojego zespołu muzyków mało znanych w środowisku rockowym. Na basie gra Jarek Michalski, na instrumentach klawiszowych Konrad Biliński (syn Marka?), a na gitarach – Radek Chwieralski. No właśnie, temu ostatniemu należy się osobna wzmianka. Jego soczyste i niezwykle melodyjne solówki są prawdziwą solą i pieprzem całej płyty. To one, w połączeniu z muzyką autorstwa samego pomysłodawcy projektu, nadają ton temu albumowi. Bo przecież na „Days” słychać nieustający ani na moment wspaniały dialog pomiędzy wokalami, a gitarami. Gra Radka naprawdę może się podobać. Zwracam uwagę na serię jego solówek w nagraniu tytułowym. Przypominają mi one gitarowe fajerwerki w pamiętnym utworze „Eight Kisses” grupy Collage. Albo weźmy taki utwór, jak „Flying Over Paradise”. Toż to prawdziwe gitarowe mistrzostwo świata. Szczególnie w połączeniu z poprzedzającym go nastrojowym i bardzo oszczędnym w swym brzmieniu nagraniem „Smiling In The Rain”. W utworze tym, opartym na delikatnych frazach fortepianu aż prosi się, by zespół złamał główną linię melodyczną, by uderzył w pewnym momencie ze zdwojoną siłą. Tymczasem nie. Zwycięża ascetyczny umiar, ale tylko po to, by we „Flying Over Paradise” Peter Pan porwał nas potęgą barw, dźwięków i nastrojów swojej muzyki. W tym utworze Radek prowadzi prześliczną linię melodyczną, chyba najpiękniejszą (Wojtku, bez urazy!) na całym albumie. To prawdziwe gitarowe instrumentalne szaleństwo. Doskonały zabieg. I zarazem jeden z najwspanialszych momentów na całej płycie. Do takich zaliczyć też można wspomniane już przeze mnie nagranie tytułowe oraz kompozycję „Island”, która nie tylko ze względu na swój rozmiar (prawie 6 minut) i na chwytający za serce tekst wydaje się być najważniejszym utworem na płycie. Na specjalne wyróżnienie zasługuje też zamieszczony na samym końcu albumu utwór „Cold As Stone”. Został on zbudowany wokół tematu z telewizyjnej reklamy autorstwa Terry’ego Devina–Kinga. Wojtek zachwycony efektowną linią melodyczną dopisał do niej tekst oraz kilka taktów muzyki. I wyszła z tego fajna perełka. Okraszona, a jakże, fantastycznymi dźwiękami gitar dobywającymi się spod palców Radka Chwieralskiego.

Sympatycy polskiego prog rocka będą mogli znaleźć w muzyce Petera Pana wiele magicznych dźwięków, które wprawią ich w prawdziwy zachwyt. Wprawdzie nie ma na płycie „Days” symfonicznego rozmachu i dyżurnego w prog rockowych produkcjach patosu, ale jest szereg innych smaczków, które naprawdę mogą się spodobać. Myślę, że Wojtek Szadkowski może czuć się zadowolony. Przedstawił on ze swoim Peterem Panem trochę inne spojrzenie na muzykę art rockową, niż ze swoim Collagem, czy jego młodszym bratem Satellite. Inne, bardziej buntownicze i zadziorne, ale wciąż nasycone dużą dawką niezwykłej muzycznej wrażliwości.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok