Edison's Children - Somewhere Between Here And There

Artur Chachlowski

ImageGdzieś pomiędzy tu i tam… To „tu” to dwie poprzednie, bardzo ciepło przyjęte albumy Edison’s Children (małoleksykonowe recenzje płyt „In The Last Waking Moments…” (2012) oraz „The Final Breath Before November” (2014) można zaleźć odpowiednio TU i TAM), a „tam” to następna płyta tej formacji, która podobno ukaże się już wkrótce.

Gdzieś pomiędzy tym, co już było, a tym co dopiero nastąpi ukazuje się album będący zbiorem utworów, które nie znalazły sobie miejsca na dotychczasowych wydawnictwach i które nie stały się zaczynem konceptu, jaki ma wypełniać kolejny album Edison’s Children. Panowie Eric Blackwood i Pete Trewavas, bo to oni stanowią trzon tego transatlantyckiego projektu, postanowili więc tym kompozycjom znaleźć odpowiedni „dom’ i uzupełnili je kilkoma alternatywnymi miksami opublikowanych już wcześniej utworów. Za wspomniane remiksy odpowiedzialni są nie byle jacy specjaliści, bo wśród nich znajdujemy: znanego z King Crimson Projekct, Jakko Jakszyka (zmiksował on „Light Years”, „The Fading” oraz „Seventh Sign” i „Where Were You” – to dwie spośród dwunastu części godzinnej suity „Silhouette” wypełniającej ubiegłoroczny album Dzieci Edisona), znanego z wczesnej inkarnacji grupy Marillion, a potem ze współpracy z Fishem, Robina Boulta (odpowiedzialny jest on za dwa premierowe utwory: instrumentalny „Solstice” i „Someone Took My Heart Away”) oraz gitarzystę Areny, Johna Mitchella (jego dziełem jest singlowy miks „Light Years”, a także „The Second Coming Of The Morphlux (uwaga! ten miks robi wrażenie!) oraz większość premierowych nagrań).

No właśnie, co oprócz alternatywnych miksów znanych już nagrań znajdujemy na płycie „Somewhere Between Here And There?  Przecież to nieznane i niepublikowane wcześniej utwory są zazwyczaj solą takich przekrojowych albumów i to właśnie na nie czeka się najbardziej. No i tutaj mam dość mieszane uczucia. Bowiem żadna z siedmiu premierowych kompozycji nie wznosi się na poziom gwarantujący im jakiegokolwiek dłuższego samodzielnego życia. Po prawdzie nie dziwię się, że nie zmieściły się one w programach poprzednich wydawnictw i na swój sposób cieszę się, że nie znajdą się też na kolejnej płycie Edison’s Children. Na ewentualne wyróżnienie zasługuje „Ever Be Friends” śpiewany przez Trewavasa (bo przyznacie, że to rzadkość, by basista Marillion znalazł się za mikrofonem prowadząc główną linię melodyczną) oraz być może „Stranger In A Foreign Land”, w którym z kolei bryluje Blackwood. Reszta nowych utworów nie robi specjalnego wrażenia i potwierdza fakt, że „Somewhere Between Here And There” to album przejściowy, mający znamiona wydawnictwa archiwalno-kolekcjonerskiego. To rzecz bardziej dla ortodoksyjnych miłośników muzyki Edison’s Children, a nie płyta, którą bym polecał tym, którzy nie zetknęli się jeszcze z twórczością tego zespołu. Rozpoczynanie poznawania niemałych przecież możliwości tej formacji poleciłbym raczej od którejś z poprzednich płyt, względnie od tej następnej, bo po pierwsze wierzę, że nowy album Edison’s Children ukaże się niebawem, a po drugie, że będzie to dzieło, co się zowie.

PS. Żeby nie było, że wybrzydzam, to jest kilka (długich!!!) momentów na tej płycie, kiedy na skórze pojawiają się przyjemne ciarki. Oprócz wspomnianego już nowego miksu „The Second Coming Of The Morphlux” chciałbym wyróżnić orkiestrową wersję utworu „The Longing”, sympatyczne nowe podejście do miniaturki „The Fading”, a przede wszystkim świetny hipnotyczny remiks kompozycji „Where Were You” obdarzony podtytułem „Whisper Ending Mix”. Palce lizać!

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!