Spock's Beard - The Oblivion Particle

Przemysław Stochmal

ImageOto pojawiła się dwunasta płyta w dyskografii Spock’s Beard. Tym samym, według prostego rachunku – suma studyjnych albumów nagranych bez Neala Morse’a w składzie zrównała się z ilością tych wydanych wówczas, gdy dowodził on grupą. Po stracie lidera, płyta za płytą formacja (wspierana na gruncie kompozytorskim stałymi współpracownikami) udowadniała, że poza silną wolą przetrwania, motorem napędowym jej funkcjonowania jest przede wszystkim ogromny twórczy potencjał. Wydawać by się mogło, że z biegiem lat, wraz z kolejnymi personalnymi utrudnieniami, ów potencjał naturalnie powinien słabnąć. Najnowsza propozycja grupy, zatytułowana „The Oblivion Particle”, zdaje się jednak być wyrazem raczej odwrotnej tendencji.

Ostatnia ważna zmiana kadrowa, gdy szeregi zespołu opuścił wokalista i perkusista Nick D’Virgilio, również nie zachwiała siłą twórczą, a nagrana z nowymi muzykami (Ted Leonard, Jimmy Keegan) płyta „Brief Nocturnes And Dreamless Sleep” była tego solidnym dowodem. Wraz z drugim albumem nagranym w tym składzie zespół potwierdza, że jego forma nie tylko nie słabnie, ale jest wręcz jeszcze bardziej imponująca.

„The Oblivion Particle” sprawia wrażenie, jakby grupa w świadomości swojej mocnej dyspozycji postanowiła nieco pokombinować; bez ograniczeń, odważniej pobawić się w wykorzystywanie estetyki prog-rockowej nie jako celu, ale jako środka umożliwiającego interesujące konstruowanie form pozornie piosenkowych. Wydawać by się mogło, że pomysł to wcale nie nowy, wszak Spock’s Beard jako zespół progresywny w sprytnie układanym zwrotkowo-refrenowym formacie zawsze czuł się świetnie, jednak tu efekt „uprogresywnienia” piosenek okazuje się niemal perfekcyjny, a każda jedna spośród nich potrafi w równym stopniu fascynować. Zresztą nie mniej niż dwa ściśle progresywne „rodzynki”, a mianowicie wyborne „To Be Free Again” oraz „A Better Way To Fly” (czyli kolejny ukłon grupy w stronę muzyki Gentle Giant).

Nie ważne, czy bazą, punktem wyjścia dla kompozycji jest tradycyjnie prog-rockowa fraza („Tides Of Time”) czy na przykład wpisujący się w estetykę rocka stadionowego refren („Minion”), Spock’s Beard tak poprowadzą utwór, by od początku do końca absorbował, stając się przy tym nie elitarną, ale doprawdy uniwersalną muzyczną propozycją. W sposób wysmakowany do tego zaaranżowaną, imponującą metodą, skalą i trafnością stosowania całego bogactwa środków instrumentalnych (co ciekawe, w zamykającym płytę „Disappear” pojawiają się nawet… skrzypce, obsługiwane przez obecnie grającego w zespole Kansas Davida Ragsdale’a).

Czy „The Oblivion Particle”, jak wskazywałaby pewnie mnogość powyższych superlatywów, można by zatem uznać za najlepszy album w dyskografii Spock’s Beard? W przypadku grupy o tak bogatym dorobku, jak i wspomnianym niesłabnącym potencjale twórczym, faworyzowanie pojedynczych wydawnictw wydaje się pozbawione sensu. Z pewnością jednak album można nazwać „płytą-wizytówką”, idealnym zaproszeniem do świata Spock’s Beard dla tych, którzy jeszcze nie mieli okazji go poznać. Czyżby zespół tak właśnie chciał traktować „The Oblivion Particle”, umieszczając na okładce intrygujący obraz, w którym zaklęta jest cała historia grupy?...

PS: O aktualnej formie koncertowej zespołu będzie można się przekonać już 19 września w stolicy podczas IV edycji festiwalu Warsaw Prog Days.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok