Muzyka grupy Ossicles opisywana jest na różne sposoby. Niektórzy porównują ją z takimi zespołami jak Porcupine Tree, Radiohead, a nawet Marillion, a inni klasyfikują Ossicles jako ‘postalternatywny ambient’, a jeszcze inni jako ‘skandynawski neoprogresywny rock’.
W naszym małoleksykonowym tekście poświęconym omówieniu wydanej w 2012 roku debiutanckiej płyty Ossicles pt. „Mantelpiece” skłanialiśmy się raczej ku tej pierwszej opcji, gdyż takiego nagromadzenia Jeżozwierzowych dźwięków na jednym albumie już dawno nie słyszałem. Jeżeli ktoś po tych słowach zmartwił się, że przegapił premierę „Mantelpiece”, mam dla niego dobrą wiadomość. Niezawodna wytwórnia Karisma Records, równolegle z premierą nowej płyty Ossicles zatytułowanej „Music For Wastelands” (przewidziana jest ona na 6. dzień listopada br.) dokonuje też reedycji poprzedniego albumu. A więc wygląda na to że szykuje się nam wielka jesienna ofensywa tego norweskiego zespołu.
W mojej recenzji płyty „Mantelpiece” pisałem, że tworzący grupę Ossicles Sondre i Bastian Velandowie są braćmi. Okazuje się, że są kuzynami. Na krążku „Music For Wastelands” to oni odpowiedzialni są za wszystkie kompozycje, solidarnie dzielą się głównymi wokalami, a także obydwaj wykonują wszystkie partie instrumentalne. W kilku fragmentach towarzyszą im jedynie wokalistka Karin Mäkiranta (śpiewa w „Pale Summer Nails”) oraz saksofonista Erlend Furuset Jenssen (gra m.in. w utworach „Pandemonium”, „Darkroom”, Will It Last?”, „Exit Wound”, „Goodnight Ghosts”, „Girl With The Glass Eye”). O swojej nowej płycie kuzyni mówią tak: „’Music For Wastelands’ jest konceptem, który zawiera się we wszystkich utworach na płycie. Dlatego trzeba go traktować jako zamkniętą całość, co w miarę słuchania wydaje się coraz bardziej oczywiste, a to dlatego, że za każdym razem można usłyszeć na tym krążku coś, czego nie dało się odkryć za poprzednim przesłuchaniem. Przy pracy nad nowym materiałem nie stawialiśmy sobie żadnych gatunkowych ani stylistycznych barier, gdyż tylko dzięki takiej swobodzie artystycznej wypowiedzi i stylistycznej otwartości mogliśmy w odpowiedni sposób zilustrować całą historię”. Co jest tym konceptem, tą opowieścią, która przewija się na „Music For Wastelands”? Tego Wam nie powiem. Dysponuję tylko cyfrowym egzemplarzem tej płyty, a na żadnej ze stron internetowych, czy to zespołu czy wytwórni, nie znalazłem takiej informacji.
Ale odłóżmy koncept na bok. Zajmijmy się muzyką. A jest ona rzeczywiście bardzo zróżnicowana, chwilami wręcz zaskakująco eklektyczna. Już nie ma w niej tak jednoznacznych wpływów muzyki Porcupine Tree. I choć duch twórczości Stevena Wilsona przez cały czas trwania płyty czai się gdzieś zawieszony wysoko w powietrzu, dziś powiedziałbym raczej, że Ossicles do pewnego stopnia przybliża się do brzmień a’la The Pineapple Thief. Zaskakująco dużo jest na „Music For Wastelands” nawiązań w stronę jazzu i jazz rocka. Taki utwór, jak „Pandemonium”, który trwa z górą 12 minut, to ewidentny jazzrockowy odlot. Trochę w stylu King Crimson, trochę coś jak Magma, trochę jak Van Der Graaf Generator. Z kolei „Porcelain Doll” można nazwać głębokim ukłonem w stronę muzyki Sigur Rós. Spora część nagrań wypełniających program płyty (a jest ich łącznie aż czternaście) ma wybitnie oniryczny wydźwięk, niektóre z nich przypominają zbiór dźwiękowo-wokalnych plam, które pełnią raczej funkcję łączników i ilustracji opowiadanej historii (choć są to „łączniki”, które trwają po kilka ładnych minut), niźli typowych utworów. Najlepszym tego przykładem mogą być sąsiadujące ze sobą, umieszczone gdzieś w połowie trwania albumu kompozycje „Pale Summer Nails” i „The Red Heart”. A już zamykający płytę utwór tytułowy to nie dość, że jedyna w tym zestawie kompozycja na wskroś instrumentalna, to posiada on zdecydowany charakter ilustracyjno-filmowy (czyżby miejsce pod napisy końcowe?). Zresztą zgodnie z tym o czym wspomnieli powyżej panowie Sondre i Bastian Vallandowie, album ma ewidentne cechy soundtracku i nie sposób słuchać go inaczej jak w całości, od początku do końca. I to nawet pomimo tego, że niektóre jego fragmenty, jak utwory „Halfway Homes”, „Darkroom”, „Porcelain Doll” czy „Goodnight Ghosts” całkiem dobrze wypadają jako samodzielne piosenki.