Savana - Savana

Redakcja

ImagePamiętacie wydaną w 1984 roku płytę z charakterystyczną okładką autorstwa Andrzeja Pągowskiego, na której na tle pustynnego krajobrazu wklejono zgrabne kobiece nogi w butach na wysokich obcasach, do złudzenia przypominające smukłą szyję i głowę wielbłąda? A na górze koperty proste żółte litery układały się w nazwę zespołu: Savana.

Jak powstał Savana? Zaczęło się od duetu TJ Band (od nazwisk tworzących go muzyków). Krzysztof Jarkowski był młodym gniewnym gitarzystą, który w gdańskim klubie „Żak” tworzył co rusz nowe, okazjonalne składy. Marek Tomaszewski prezentował zupełnie inną stylistykę – śpiewał z gitarą akustyczną amerykańskie ballady oraz własne kompozycje. Dorastał w Egipcie, gdzie nauczył się biegle władać wieloma językami, w tym angielskim – posiadał akcent niedostępny dla zdecydowanej większości ówczesnych polskich wykonawców. Nic dziwnego, że gdy drogi obu panów się przecięły, starali się ten atut wykorzystać jak najmocniej.

Duet pierwszych nagrań dokonywał z zaproszonymi sekcjami rytmicznymi. Dwa spośród nich, „The Man from the Bar” i „Girl of My Dreams” ukazały się na singlu Tonpressu. Mała płyta okazała się sporym sukcesem. „Wtedy handel singlami wyglądał bardzo specyficznie” – wspomina Krzysztof Jarkowski. - „Kiedy ukazywały się płyty, przedstawiciele RSW (któremu podlegał Tonpress) zjeżdżali się do siedziby firmy. Siadali w sali, wchodziła pani, puszczała kawałek płyty, a oni wpisywali na kartkach deklarowaną ilość płyt, jakie chcą zamówić. I tak wyglądała dystrybucja płyt od kuchni. Wiem od osoby, która była na takich spotkaniach, że naszego singla zamawiano dużo – bywało, że więcej niż nowego Perfectu! Przyczyniały się do tego panie z prowincji, które ignorowały polskie rzeczy i szukały wszystkiego, co zachodnie. Był pęd do Zachodu i wszystko, co było z nim związane wydawało się świetne. My się w to wpisywaliśmy, choć oczywiście z powodów politycznych nie miało to szansy na dłuższy byt”.

Po wydaniu singla grupa ustabilizowała swój skład. Na perkusji zaczął grać Andrzej Kalski, do niedawna podpora Cytrusa, a na gitarze basowej Wiesław Cybulski. W tamtym czasie Savana często występowała w Berlinie Zachodnim, dzięki czemu zespołem zainteresowała się polonijna wytwórnia Arston, dostrzegająca eksportowy potencjał grupy. Muzycy dostali ofertę nagrania debiutanckiego albumu, który nagrali w styczniu 1984 roku w studiu Polskiego Radia w Poznaniu. Krzysztof Jarkowski oprócz gitar nagrał kilka partii na syntezatorze, a Wiesław Cybulski usiadł do fortepianu. Gościnnie pojawił się Leszek Kotlicki, saksofonista poznańskiej Orkiestry Rozrywkowej PRiTV pod dyr. Zbigniewa Górnego.

Efektem sesji było osiem dopracowanych kompozycji, w których inspiracje przebojową formułą Dire Straits splatają się z echami brytyjskich tuzów progresywnego grania typu Camel czy Genesis. Do tego wszystkiego doszło trochę amerykańskich naleciałości, które objawiają się nie tylko w śpiewie Tomaszewskiego, ale i w aranżacjach. Znalazło się tu miejsce i dla potencjalnych przebojów (Knopflerowski „The Foolish Dancer”, nieco cięższe „I Ran Out of Love”), i dla bardziej rozbudowanych form („Fading Memories”, „The Game”). Urozmaicony program nie zawiera w zasadzie słabych punktów – to bardzo równy album.

Ukazał się on latem 1984 roku i... przepadł w mediach. Problemem był głównie język angielski. W Polsce powoli dogasał rockowy boom początku lat 80., zdominowany przez artystów śpiewających po polsku, i Savana do tego krajobrazu nie pasowała. Barierą dla nowych słuchaczy była też cena płyty – polonijne produkcje były droższe niż wydania Tonpressu czy Polskich Nagrań i odbiorcy nie zawsze chcieli przeznaczyć 300 zł więcej na zespół, którego nie znali z radia. Nie przeszkadzało to słuchaczom w Czechosłowacji czy NRD, gdzie album odniósł spory sukces.

Medialne embargo na Savanę spowodowało, że muzycy jesienią 1984 roku zdecydowali się spróbować swoich sił w rodzimym języku. Zaśpiewanie polskich tekstów do utworów z płyty nie wchodziło w grę, bo poznańskie radio zdążyło skasować oryginalne taśmy z sesji. Dlatego Savana raz jeszcze wybrała się do Poznania i nagrała dwa nowe utwory: „Przyszedł zły” i „Nie pozwalam”. „Przyszedł zły” trafił wiosną 1985 roku na trójkową Listę Przebojów (zrealizowano do niego także teledysk – skrócony względem wersji studyjnej o karkołomną część instrumentalną), ale nie zagrzał tam długo miejsca. Kompozycja miała zniknąć ze względu na swój tytuł, który nie pasował do ówczesnej sytuacji politycznej – w ZSRR zmarł Konstanin Czernienko i przewodnictwo partii komunistycznej objął Michaił Gorbaczow.

Te polskojęzyczne nagrania, wyczerpujące zebrane na niniejszej płycie poznańskie przygody Savany, były ostatnim akcentem w działalności zespołu. Późną wiosną 1985 roku Savana przeszła niestety do historii. Teraz, po 30 latach, możemy powrócić do tych unikatowych nagrań dzięki GAD Records, która wznowiła jedyny album zespołu na płycie CD uzupełniając go o dwa, wspomniane powyżej, polskojęzyczne nagrania oraz o obszerną książeczkę, z której dowiecie się o kilku ciekawostkach, m.in. dlaczego duet fortepianowy Marek i Wacek musiał zawrócić przez Savanę z polsko-niemieckiej granicy...

Opracowano w oparciu o materiały dostarczone przez Michała Wilczyńskiego (GAD Records). 
MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok