Gregoriev, czyli Grzegorz Morawski, to warszawski multiinstrumentalista i wokalista, aktualnie występujący na co dzień w rockowej grupie Skóra Świata. Od kilkunastu już lat działa na undergroundowej scenie polskiego metalu i znawcy tematu powinni go pamiętać z zespołów Ex Anima, Second Nation czy Tandeta. Dziś kilka słów o jego debiutanckiej płycie. „When Death Comes” to rzecz inspirowana jedną z powieści mistrza realizmu magicznego, Jonathana Carrolla, konkretnie książki pod tytułem „Na pastwę aniołów”.
13 października miała miejsce premiera jego pierwszego solowego albumu zatytułowanego „When Death Comes”. Jest to koncept album, autorem słów i muzyki jest sam Gregoriev. W anglojęzycznych tekstach siedmiu utworów wypełniających program płyty znajdziemy wiele odniesień i cytatów z książki „Na pastwę aniołów”, która opowiada o konfrontacji człowieka ze śmiercią, nic więc dziwnego, że większość utworów na płycie utrzymanych jest w posępnym klimacie. Muzyczna melancholia zatopiona jest na tym krążku w mrocznej gotyckiej atmosferze. Wyraziste dźwięki akustycznie brzmiących gitar (jak we wstępie do „Letter” czy do tytułowego „When Death Comes”) świetnie współgrają ze ścianą syntezatorowych dźwięków. Utwory, acz posępne i niekiedy o elegijnym zabarwieniu, nie są jednostajne, rozwijają się w interesujący sposób, czego najlepszym przykładem może być finałowe nagranie zatytułowane „Peace”. Spokojny, epicki wstęp, gdzieś w dalekim tle żeńskie chóry, ciekawy motyw grany na fortepianie oraz mocny perkusyjny rytm systematycznie nasilają się i poprzez dostojny refren oraz fajnie wyeksponowaną gitarę prowadzą do podniosłego finału. Jest klimatycznie i nastrojowo. Ale niekiedy jest też i ostrzej. W rozpędzonym utworze „War” Gregoriev całkiem nieźle growluje. Sporo jest różnorodnych brzmieniowych kontrastów na tej płycie, choć trzeba przyznać, że jako całość „When Death Comes” to album wyjątkowo spójny.
Muzyka, którą słyszymy na krążku „When Death Comes” nawiązuje do szeroko pojętego gothic metalu – usłyszmy tu dźwięki znane z płyt zespołów Therion, Type O Negative, Paradise Lost, Nicka Cave’a, a z naszego polskiego podwórka – Metusa. I myślę, że sympatycy twórczości tych właśnie wykonawców nie będą zawiedzeni muzycznymi propozycjami Gregorieva. Bo jest to naprawdę ciekawie podana, a przy tym dobrze brzmiąca mieszanka progresywnych brzmień z gotyckim metalem.
Produkcja albumu i wszystkie są autorstwa Gregorieva. Również on jest odpowiedzialny za wszystkie partie wokalne i instrumentalne (gitary, syntezatory, programming). W dwóch utworach („Letter”, „Beauty”) gościnnie pojawia się kobiecy głos Anny Sipko stanowiący ciekawą przeciwwagę dla niskiego wokalu Gregorieva.
Muzyka Gregorieva najlepiej smakuje późnym wieczorem, a nawet nocą, gdy wkoło ciemno, gdy inne dźwięki nie przeszkadzają w jej odbiorze. Wtedy najbardziej pobudza ona wyobraźnię i pozwala przenieść się w inny wymiar. Muzyka do słuchania przy świecach? Można i tak. Tak czy inaczej, naprawdę mocna to płyta.