Znany z małoleksykonowych prezentacji włoski zespół Ifsounds przypomniał się nową płytą. „Reset” jest już trzecim pełnowymiarowym krążkiem w dorobku zespołu (po albumach „Apeirophobia” (2010) i „Red Apple” (2012)). Został on nagrany w nieco zmienionym składzie. Do muzyków tworzących trzon składu osobowego Ifsounds, a więc duetu panów L: Claudio Lapenna (fortepian, syntezatory) – Dario Lastella (gitary, instrumenty klawiszowe), dołączyli: Fabio De Libertis (gitara basowa), Gianni Manariti (perkusja) oraz wokalista Pierluca De Liberato posługujący się pseudonimem Runal.
W tym nowym, przemeblowanym składzie, grupa Ifsounds nagrała album zawierający muzykę, którą zwykło się definiować jako „crossover progressive rock”. Panuje na nim dość duża rozpiętość stylistyczna. Z początku trudno się do niej przyzwyczaić. No bo mamy koło siebie przebojowy, przepełniony elementami blues rocka utwór „When I Was Born Again”, instrumentalny „FR 9364”, który zawiera liczne efekty pozamuzyczne (m.in. dźwięk przelatującego samolotu) oraz dominujące wpływy muzyki funk – z dość prostą, a tym samym nieco drażniącą wyczulone ucho odbiorcy partią perkusji (podobny motyw powtarza się później na płycie, m.in. w kompozycji „Flashback”), hardrockowy „40-14” oraz akustyczną balladę „Laura”. Nagle orientujemy się, ze jesteśmy już w połowie płyty, a nie znaleźliśmy na niej żadnego progrockowego pierwiastka. Na szczęście sytuacja zmienia się diametralnie w drugiej części albumu. Podobać może się kompozycja „Run Away”, utrzymany w tajemniczym nastroju utwór „Fading To Blue”, a przede wszystkim instrumentalna kompozycja tytułowa, która przypomina psychodeliczną szkołę rocka spod znaku wczesnego Pink Floyd. Płytę zamyka kolejne atmosferyczne nagranie „The Tide”, które wraz z trzema poprzednio wymienionymi stanowi najmocniejszy punkt programu płyty „Reset”.
Czas na podsumowanie. Nowy album grupy Ifsounds z pewnością nie porwie sympatyków klasycznie brzmiącego prog rocka. Nie zachwyci także fanów neoprogresywnych dźwięków. Częste zmiany stylistyczne mogą zniechęcić co bardziej niecierpliwego słuchacza. Charakterystyczny, zachrypnięty i posiadający wyraźne inklinacje w stronę bluesa śpiew w wykonaniu Runala także może okazać się nie do przyjęcia dla przeciętnego odbiorcy nakierunkowanego na ciekawe artrockowe propozycje. Jednak kilka niezłych momentów (jeszcze raz przypomnę tytuły tych najlepszych utworów: „Reset”, „Run Away”, „The Tide”, „Fading To Blue” i „Laura”), które po części potrafią wynagrodzić te wszystkie niedociągnięcia. Zdaję sobie sprawę, że słuchanie tej płyty może trochę przypominać jazdę na rozpędzonym rollercoasterze: raz w górę, raz w dół, raz dobrze, raz źle, raz nudno, raz ciekawie… i tym samym może okazać się, że za dużo tych różnych zwrotów akcji i zmian nastrojów. Za dużo jak na percepcję „statystycznego odbiorcy”, który czeka i poszukuje ukochanych przez siebie klimatów. Jednym zdaniem, płyta „Reset” ma swoje dobre momenty, ale nie jest ich na tyle dużo, by przesłoniły one wszystkie słabsze punkty programu tego wydawnictwa.
Można posłuchać, lecz niekoniecznie…