Grant, John - Grey Tickles, Black Pressure

Andrzej Barwicki

ImageJohna Granta mieliśmy już okazję poznać, gdy recenzowałem jego koncertowe wydawnictwo zatytułowane „John Grant with The BBC Philharmonic Orchestra - Live In Concert”, które ukazało się w grudniu ubiegłego roku. Myślę, że nie tylko ja byłem pod wielkim wrażeniem zawartości tego krążka, ukazującego wielki talent kompozytorski i wokalny Johna Granta, jak również niezwykłe, ujmujące swoim brzmieniem, orkiestrowe aranżacje. Prace nad najnowszą płytą zatytułowaną „Grey Tickles, Black Pressure” rozpoczęły się jeszcze w roku 2014, jej premiera miała miejsce na początku października 2015 roku, a wydała ją firma Bell Union. Producentem albumu jest John Congleton, który współpracował między innymi z Sigur Ros, Chelsea Wolf, Eriką Badu, Franzem Ferdinandem i Nelly Furtado.

Wydawnictwo „Grey Tickles, Black Pressure” zawiera 14 kompozycji, a rozpoczyna się dziewięćdziesięciosekundowym „Intro”. Docierają do nas nakładające się, wypowiadane w rożnych językach słowa i muzyczno-kosmiczny podkład, po którym rozpoczyna się tytułowa kompozycja – nastrojowa, z pięknie wykonanymi partiami wokalno-instrumentalnymi. Od razu powinna ona przypaść do gustu słuchaczom (nie wiem, czy tylko mnie się tak wydaje, ale znalazło się w niej coś jakby z klimatu Beatlesów). Kolejny tytuł, „Snug Slacks”, to nagranie utrzymane stylistycznie w nowoczesnych, techno-funkowo-bitowych brzmieniach. Przyznam, że mam problem z akceptacją takiego Granta, co nie oznacza, że ma to wpływ na jego negatywną ocenę, po prostu trzeba dać czas temu nagraniu. Podobnie jak i następnemu pt. „Guess How I Know”. W podobnych ekspresyjnych i rytmicznych tonacjach wykonany jest „You And Him” z gościnnym udziałem Amandy Palmer. Akustyczno-elektroniczne brzmienie, jakie dociera do nas w utworze „Down Here” powinno nam wynagrodzić z nawiązką niesmak, jaki pozostał po wcześniejszych nagraniach. W „Voodoo Doll” ponownie wracamy do bitowo-dyskotekowych akordów z poprzednich lat. Myślę, że za dużo jest tu elektroniki, co może spotkać się z dość oziębłą akceptacją słuchaczy.

Ale to nie koniec. Jest i drugi muzyczny świat Granta, który zapewniam, że ociepli nasze nastawienie do poszczególnych fragmentów płyty. Wystarczy posłuchać utworu „Grey Tickles, Black Pressure”, by następnie wzruszyć się, słysząc pierwsze kilka taktów „Global Warming” ze wspaniale wykonaną partią na instrumentach klawiszowych i z orkiestrową aranżacją, pośród której wybrzmiewa głos, który trudno pomylić z innym. Ten nasz zachwyt trwa nadal wplatając się w kolejne dźwięki wydobywające się z utworu „Magma Arrivers”. Choć jest może ciut za dynamicznie, to muzyczne wątki splatane są w bardzo interesujące, wzajemnie uzupełniające się, dwa muzyczne światy. Dopracowanie szczegółów i artystyczna finezja z jednej strony i ten, można rzec, niespokojny duch XXI wieku z drugiej, sterował emocjami artysty, dając wyraz tego, co może nie pasuje nam do jego wizerunku, ale jest nieodłącznym elementem tego wydawnictwa.

Trzeba jeszcze wspomnieć o świetnym nagraniu „Disappointing” z gościnnym udziałem Tracey Thorn. Do wysłuchania pozostały jeszcze: niewątpliwie wyróżniający się „No More Tangles”, przedostatni na albumie „Geraldine” oraz króciutki „Outro”, po których powracam na początek, starając się zaprzyjaźnić z tak różnorodną produkcją, może czasami nie do końca od razu zrozumiałą. Mam swoich faworytów, których mogę wskazać od razu, którym chętnie się przysłuchuję i nucę - są na tym krążku w przeważającej większości. Przysłuchuję się również utworom mniej zapadającym w pamięć, których jest zdecydowanie mniej. To wszystko pozwala mi na wydanie raczej pozytywnej opinii o nowym wydawnictwie Johna Granta.
MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!